Radzionków - Tychy 1-1. Przekleństwo meczu szlagierowego

26.09.2009
Miało być święto, a skończyło się na niezbyt porywającym widowisku. Całość "zwieńczyła" kuriozalna sytuacja, w której jeden z kibiców zaczął obrzucać się z trenerem gospodarzy obelgami.
Do mało korzystnych rezultatów w meczach szlagierowych kibice w Radzionkowie muszą się chyba przyzwyczaić. Tak już było w spotkaniu z Zawiszą Bydgoszcz, tak było rok temu, w potyczce z BKS-em Stal Bielsko-Biała. Czy niemal przed dwoma laty, gdy pojedynek właśnie z tyszanami również zakończył się podziałem punktów. Tym razem zabrakło nawet emocji. Radzionkowianie tak samo musieli gonić wynik, ale losy meczu nie ważyły się do ostatnich sekund. Na bramkę Kopczyka z pierwszej połowy odpowiedział Dziewulski, wykorzystując rzut karny kwadrans przed końcem.

- Zawiesili nam poprzeczkę wysoko, ale z wyniku nie możemy być zadowoleni. Jak na lidera przystało, powinniśmy wygrywać na własnym terenie - przyznał strzelec wyrównującego gola. Gospodarze nie mogą być również zadowoleni ze stylu, jaki zaprezentowali, szczególnie w drugiej połowie. Gdyby piłka po fantastycznych "nożycach" Bizackiego wpadła do siatki, byłoby po meczu. Ale że tak się nie stało, to zasługa wyłącznie bramkarza "Cidrów". - Znam się z Krzyśkiem z Koszarawy Żywiec. Wiem, że potrafi tak strzelać. Dobrze się ustawiłem i go wyczułem - cieszył się Seweryn Kiełpin ze swojej znakomitej interwencji.

Więcej problemów golkiperowi gospodarzy przysparzał Furczyk, wykonawca stałych fragmentów gry w ekipie z Tychów. - Dośrodkowywał w taki sposób, że "ani ja, ani obrońcy" - kręcił głową bramkarz. Piłkę z siatki wyciągał właśnie po jednym z takich zagrań.

- Tylko nie wiem, dlaczego po raz kolejny tracimy bramkę w ostatniej fazie spotkania. Przecież trener nas na to uczulał - zastanawiał się z kolei Kopczyk, strzelec pierwszego gola w meczu. Z drugiej strony przyjezdni podkreślali, że remis na boisku lidera całkowicie ich satysfakcjonuje.

Tego nie można powiedzieć o kibicach "Cidrów". Szczególnie jednym, który brak emocji w trakcie spotkania postanowił nadrobić po końcowym gwizdku. Przekleństwa w kierunku trenera Góraka z jego ust padły nie raz. - Nie żałuję, że na chamstwo odpowiedziałem tym samym. Nie szanuję człowieka, który lży - wyjaśniał opiekun radzionkowian, dlaczego zareagował tak nerwowo, że uspokajać musieli go nawet jego asystenci.

Sprawa wywołała chyba więcej emocji niż sam mecz. Odniósł się do niej nawet - nie zapytany o komentarz doń - trener gości. - Bardzo mi się nie podoba, że któryś z kibiców "ryczał" z trybun. On chyba nie docenia wysiłku zawodników - skomentował Mirosław Smyła.
autor: Stanisław Hajda, Mariusz Polak

Przeczytaj również