"O transferach można mówić w przypadku ekstraklasy, Widzewa i Zagłębia"

24.03.2010
Mirosław Smyła twierdzi, że obecnie większym problemem jego GKS-u jest brak systemu szkolenia aniżeli "polityka wypożyczeniowa". - Kupowanie 20-latka po kilku tygodniach obserwacji mija się z celem - mówi.
GKS przypiął sobie podczas ostatnich okienek transferowych "łatkę" klubu "ogrywającego". Przykład? Jesienią w Tychach świetnie spisywał się wypożyczony z Podbeskidzia Mateusz Żyła. W Bielsku-Białej, widząc jakie zrobił postępy, ani myśleli wypożyczać go na dłużej. I GKS stracił ważne ogniwo w drugiej linii.

Lukę w Tychach wypełniono szybko. Sprowadzono trzech pomocników i napastnika. Sprowadzono, czyli... wypożyczono. Zimą II-ligowca na tej zasadzie wzmocniło czterech piłkarzy. - Działamy jednak całkiem logicznie. Nie ma sensu kupować zawodnika 20-letniego po zaledwie kilku tygodniach obserwacji. Nawet jeśli by był młodzieżowym reprezentantem kraju - przekonuje Smyła, który nie widzi problemu w takiej polityce transferowej.

- W Polsce 90 procent klubów ma problemy. Mało kto może sobie pozwolić na prawdziwe "zakupy". W mediach bardzo ładnie się mówi o okienkach, transferach itd. Tylko że w ten sposób można mówić, jeśli na myśli mamy ekstraklasę, gdzie są pieniądze z Canal+, w I lidze potężne przedsiębiorstwo, jakim jest Widzew, a w II - Zagłębie Sosnowiec, które sporo zarobiło, wypożyczając stadion krakowskim klubom - klaruje Smyła.

- Natomiast trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego nasi wychowankowie nie pokazują się w pierwszym zespole. Jest może dwóch chłopaków, którzy w niedalekiej przyszłości dołączą do seniorów. To jest problem. System szkolenia dopiero się tworzy, wiem, że pomagają przy tym... rodzice - kończy.
autor: Stanisław Hajda

Przeczytaj również