"Niebieskie ChachaRy" prawie gotowe! Film o kibicach budzi kontrowersje
01.12.2017
"Niebieskie Chachary" to film, jakiego jeszcze nie było. Jego twórcą jest Cezary Grzesiuk - chorzowski filmowiec i montażysta. Będzie opowiadał o kibicach chorzowskiego Ruchu, ale świat fanatyków zaprezentuje w sposób dotychczas niespotykany. Autor trafił bowiem w sam środku hermetycznego środowiska najzagorzalszych fanów "Niebieskich".
Początkowo finalizację prac nad filmem planowano na... przypadające w 2010 roku 90-lecie klubu. - Byłem zwyczajnie zbyt słaby, by otworzyć sobie drzwi do pieniędzy. W końcu, po wielokrotnych prośbach, odwołaniach i apelach udało się środki "wyżebrać" - opowiada Cezary Grzesiuk, który zdołał przekonać Polski Instytut Sztuki Filmowej do wsparcia jego przedsięwzięcia.
W związku z brakiem finansów prace nad filmem przeciągnęły się o dobrych kilka lat. To spowodowało kolejne problemy, bo w międzyczasie sporo zmieniło się też w środowisku fanów "Niebieskich". - Mówiąc wprost, paru bohaterów filmu przesiedziało po kilka lat w więzieniu. Sytuacja musiała się trochę uspokoić, choć później przez dłuższy czas z wiadomych powodów ci ludzie woleli ze mną nie rozmawiać. W pewnym momencie nie wiedziałem co dalej z tym wszystkim zrobić. Trudno bowiem zwieńczyć historię tracąc dostęp do bohaterów - wspomina Grzesiuk.
O czym tak naprawdę opowiada film "Niebieskie chachary"? - Chciałem trochę odkłamać złe zdanie o kibicowskim świecie. Stadion to w dzisiejszych czasach obiekt podzielony między ultrasów, rodziny, gości honorowych, no i chuliganów. Za pewne działalności "zbiera się" jednak całej tej społeczności. Film pokazuje miłość i fanatyzm do klubu w wydaniu tych różnych grup społecznych. Całość ma swoją dramaturgię, udało mi się zbudować strukturę, zamknąć ją w pewnych ramach - przekonuje reżyser filmu o kibicach z Chorzowa.
Temat jego dzieła okazał się jednak na tyle kontrowersyjny i delikatny, że środowisko filmowe wolało się od niego odcinać. - Ludzie boją się tego zagadnienia. Dochodziło do sytuacji, w których urzędniczka sprawująca nad filmem pieczę z ramienia PISF poprosiła, by nie umieszczać jej w napisach końcowych, bo mieszka w dzielnicy w której mieszka dużo "Legionistów" i ona nie chce mieć kłopotów. Gdziekolwiek nie poszedłem, słyszałem odpowiedzi: "Z kibicami nie chcemy mieć nic do czynienia". Od zawsze jestem niezależny. Myślałem, że znalazłem temat na który jest zapotrzebowanie społeczne. I ono jest, ale brakowało zapotrzebowania "instytucjonalnego". Intelektualiści całkowicie odcinają się od tego projektu - tłumaczy Grzesiuk.
Dziś wiadomo już, że film Cezarego Grzesiuka ujrzy światło dzienne. Obecnie jest na etapie prac przy udźwiękowieniu. Premiera jest wstępnie planowana na pierwszy kwartał. przyszłego roku.
Początkowo finalizację prac nad filmem planowano na... przypadające w 2010 roku 90-lecie klubu. - Byłem zwyczajnie zbyt słaby, by otworzyć sobie drzwi do pieniędzy. W końcu, po wielokrotnych prośbach, odwołaniach i apelach udało się środki "wyżebrać" - opowiada Cezary Grzesiuk, który zdołał przekonać Polski Instytut Sztuki Filmowej do wsparcia jego przedsięwzięcia.
W związku z brakiem finansów prace nad filmem przeciągnęły się o dobrych kilka lat. To spowodowało kolejne problemy, bo w międzyczasie sporo zmieniło się też w środowisku fanów "Niebieskich". - Mówiąc wprost, paru bohaterów filmu przesiedziało po kilka lat w więzieniu. Sytuacja musiała się trochę uspokoić, choć później przez dłuższy czas z wiadomych powodów ci ludzie woleli ze mną nie rozmawiać. W pewnym momencie nie wiedziałem co dalej z tym wszystkim zrobić. Trudno bowiem zwieńczyć historię tracąc dostęp do bohaterów - wspomina Grzesiuk.
O czym tak naprawdę opowiada film "Niebieskie chachary"? - Chciałem trochę odkłamać złe zdanie o kibicowskim świecie. Stadion to w dzisiejszych czasach obiekt podzielony między ultrasów, rodziny, gości honorowych, no i chuliganów. Za pewne działalności "zbiera się" jednak całej tej społeczności. Film pokazuje miłość i fanatyzm do klubu w wydaniu tych różnych grup społecznych. Całość ma swoją dramaturgię, udało mi się zbudować strukturę, zamknąć ją w pewnych ramach - przekonuje reżyser filmu o kibicach z Chorzowa.
Temat jego dzieła okazał się jednak na tyle kontrowersyjny i delikatny, że środowisko filmowe wolało się od niego odcinać. - Ludzie boją się tego zagadnienia. Dochodziło do sytuacji, w których urzędniczka sprawująca nad filmem pieczę z ramienia PISF poprosiła, by nie umieszczać jej w napisach końcowych, bo mieszka w dzielnicy w której mieszka dużo "Legionistów" i ona nie chce mieć kłopotów. Gdziekolwiek nie poszedłem, słyszałem odpowiedzi: "Z kibicami nie chcemy mieć nic do czynienia". Od zawsze jestem niezależny. Myślałem, że znalazłem temat na który jest zapotrzebowanie społeczne. I ono jest, ale brakowało zapotrzebowania "instytucjonalnego". Intelektualiści całkowicie odcinają się od tego projektu - tłumaczy Grzesiuk.
Dziś wiadomo już, że film Cezarego Grzesiuka ujrzy światło dzienne. Obecnie jest na etapie prac przy udźwiękowieniu. Premiera jest wstępnie planowana na pierwszy kwartał. przyszłego roku.
Polecane
I liga