Na początku wiosny GKS Tychy lata nisko, bo ma problem ze skrzydłami

29.03.2010
Tyszanie rozpoczęli wiosnę od pojedynków z niżej notowanymi rywalami, ale nie pokazali w nich niczego specjalnego. Mało tego. Ich rezultaty można uznać za wymęczone. Jaka jest tego przyczyna?
Mirosław Smyła, trener tyskiego II-ligowca, twierdzi, że głównym problemem jego drużyny jest gra skrzydłami. - Jestem zmartwiony tym, że nie mamy boków. Kto uważnie obserwuje moje poczynania, ten na pewno zauważył, że cały czas szukam optymalnego ustawienia jeśli chodzi o skrajnych obrońców i pomocników. Tomasz Kasprzyk wszedł w drugiej połowie meczu z Lechią Zielona Góra i choć zaliczył asystę, nie zagrał tego, czego oczekuję. Daniel Feruga również nie błyszczy. Damian Sieniawski niby jest zdolny i utalentowany, ale wciąż pokazuje za mało. To są najtrudniejsze pozycje. Trzeba dużo biegać, strzelać, bronić, ale też można się najbardziej wyróżnić.

Co ciekawe, wyrównującego gola w meczu z Lechią strzelił właśnie grający na boku Maciej Mańka. Jak jego występ ocenił trener GKS-u? - Bardzo pozytywnie. Wszedł, strzelił gola głową, pokazał, że umie zamykać akcje. Ale jeżeli ten chłopak ma grać w jakiejś wyższej lidze, to tylko na boku obrony. Tam wykorzysta się wszystkie jego atuty, to, że umie dobrze bronić, ale też wyjść za plecy i dużo biegać.
autor: Michał Trela

Przeczytaj również