Marek Porada: "Miejsce Gwarka jest dziś wyżej niż III liga"

22.02.2018
- Gwarek dynamicznie się rozwija. Jego miejsce jest dziś wyżej, niż III liga. Jestem o tym dobitnie przekonany - zapewnia w szczerej rozmowie z naszym portalem Marek Porada, prezes śląskiego beniaminka, który od 15 lat z powodzeniem realizuje wizję budowy sportowej wizytówki Tarnowskich Gór.
Marzena Stanek / Gwarek Tarnowskie Góry
Łukasz Michalski: Piękny rok za wami. Najpierw historyczny awans do III ligi, a później kapitalna jesień w roli beniaminka. W Tarnowskich Górach napisaliście historię - trudno będzie powtórzyć taki okres!
Marek Porada:
Tak, choć emocje już nieco opadły. Ten rok był dla Gwarka Tarnowskie Góry bardzo dobry. Trzeba nawet powiedzieć: najlepszy w historii. Wywalczyliśmy III ligę, której zaczęto od nas w pewnym momencie wymagać. Dla nas to duży postęp, który kosztował wiele emocji i zdrowia. Bardzo się cieszymy, że Gwarek i nasze miasto stają się rozpoznawalne w ogólnopolskim futbolu. To sukces tego klubu.

Wywalczyliście III ligę, która dziś jest zupełnie innym szczeblem niż kilka lat temu. Czwarty poziom to przedsionek do zawodowego futbolu i... nowe wyzwania. Jakim elementom trzeba było sprostać, by móc się tu zadomowić?
Przede wszystkim trzeba było bardzo uważać na wymogi licencyjne. Przygotowaliśmy się do tej III ligi. Wiedzieliśmy jakie elementy infrastruktury muszą zostać wykonane, myśleliśmy o tym znacznie wcześniej, niż udało się do niej awansować. Najpierw chcieliśmy spełnić warunki infrastrukturalne, potem robić wynik. Po pół roku przekonaliśmy się też, że wyjazdy do klubów z odległych części Polski pociągają za sobą duże koszty. Pod tym względem te pół roku było nieco trudniejsze, ale w tej chwili zamykamy budżet na kolejne 12 miesięcy, w czym pomagają nowe dotacje. Kolejny rok też będzie więc dobry, bo sobie na pewno poradzimy i pod względem finansowym i sportowym. Organizacja w klubie jest już na dobrym poziomie, świetnie funkcjonuje marketing, no i jest infrastruktura III-ligowa.

Droga do III ligi nie była łatwa - musieliście dwa razy wygrać zmagania w IV-lidze by w końcu się z niej wydostać.
Zdecydowanie trudniej jest awansować, niż później się utrzymać. Nie wystarczyło wygranie ligi, trzeba było jeszcze wygrać baraż. To bardzo specyficzne mecze. 1,5 roku temu przegraliśmy dwumecz z Unią Turza Śląska i to był bardzo trudny moment w klubie. Nie spodziewałem się, że ludzie aż tak poważnie potraktują tą porażkę, że wkradnie się po tym małe załamanie, rozgoryczenie tym, że nie wyszło. Trzeba było to wszystko jeszcze raz scementować, wlać wiarę w ludzi, przekonać ich że za 12 miesięcy będziemy w podobnym miejscu i spróbujemy ponownie. Tak się stało, samo mistrzostwo ligi przyszło nam całkiem łatwo. W barażu trafiliśmy na LKS Bełk - drużynę już mocno rozpoznawalną. Byliśmy jednak przygotowani pod każdym względem. Nie powtórzyły się błędy z Turzy, drużyna bardzo chciała osiągnąć sukces. Z perspektywy czasu mistrzostwo zrobiliśmy "raz-dwa", a w barażu byliśmy po prostu lepsi.


W międzyczasie minęliście się z Ruchem Radzionków, stając się czołową siłą powiatu tarnogórskiego. Jeszcze kilka lat temu trudno było się tego spodziewać?
Pewnie, że tak. Jak już graliśmy z nimi, z reguły kończyło się porażką. Ruch Radzionków zawsze się w Tarnowskich Górach szanowało. Sam pamiętam ich ekstraklasowe mecze, byłem tam choćby na pamiętnym starciu z Widzewem. Po tym półroczu w III lidze już mogę zresztą powiedzieć, że brakuje nam tych derbów z "Cidrami". Fakt, że byliśmy w pewnym momencie przez nich lekceważeni, co nas trochę bolało. Powiedzieliśmy sobie w sportowym duchu, że przekonamy ich do siebie kiedy zaczniemy z nimi wygrywać. Udało nam się. Ale Ruch Radzionków to wciąż wielka, wspaniała marka. Wkrótce przed nimi obchody stulecia istnienia i całym sercem życzę im bardzo, byśmy znowu spotkali się na boisku w tych małych derbach, które zdążyły nabrać już swojej specyfiki.

Przez te 3 sezony wzajemnej rywalizacji emocje były między wami ogromne. Można było odnieść wrażenie, że jako kluby traktujecie te spotkania bardzo ambicjonalnie.
I z perspektywy czasu myślę, że to było niepotrzebne. To było tak, że gdy Ruch stawał do rywalizacji z nami to miał obowiązek wygrać. My zawsze po prostu mogliśmy. Chcieliśmy im z kolei pokazać, że muszą się z nami liczyć i to się udało. To były jednak wspaniałe mecze, mimo kłopotów które przeszły do historii chcielibyśmy by ta III, a może i wyższa liga była z udziałem i Ruchu i Gwarka.


Awansem spiął pan klamrą 15 lat prezesury w Gwarku. Przeszliście w tym czasie kawał drogi...
Zaczynałem w 2003 roku. Właściwie... musiałem zacząć. Grałem wtedy jeszcze w piłkę w Gwarku, a sytuacja klubu była bardzo trudna. Był w likwidacji, jego stadion znalazł się w opłakanym stanie. Chyba tylko dworzec autobusowy był zrujnowany w podobnym stopniu jak nasz obiekt. Musiałem zostać prezesem bo zwyczajnie nie było kogo innego. Po tych 15 latach mogę jednak przyznać, że już wtedy miałem wizję klubu, jaki chcę zbudować. Krok po kroku zdobywałem zaufanie ludzi z którymi wyprowadzaliśmy go na prostą. Zrobiliśmy w sumie 3 awanse, a to dużo. Trwało to kilka lat, ale taka jest nasza filozofia - najpierw warunki, potem wyniki. Jako nowe pokolenie działaczy uważamy, że do wszystkie trzeba się rzetelnie przygotować, nic na hura. 

Idę o zakład, że w ciągu tych 15 lat zdarzyły się trudne momenty i pytania w stylu "po co mi to wszystko"?
Trudnych momentów było bardzo wiele. Dobrych kilka lat temu, gdy byliśmy już w okręgówce i pomału przymierzaliśmy się już do IV ligi pozyskaliśmy czterech zdolnych chłopaków z Ruchu Chorzów. W sierpniu inaugurowaliśmy sezon, wywożąc dobry dla nas remis ze Sparty Zabrze. Pamiętam jakby to było dziś, gdy siedzieliśmy z działaczami przy piwku na rynku w Tarnowskich Górach, dyskutowaliśmy o tym jak to Gwarek zacznie teraz grać, stanie się rozpoznawalny. Rozsypało się to wszystko w ciągu kilku chwil - zadzwonił telefon, informacja że czwórka którą pozyskaliśmy z Ruchu miała tragiczny, śmiertelny dla jednego z uczestników wypadek. Potrzebowałem 2 lat by podnieść Gwarek z tej tragedii. Nie chodzi o to, że się załamaliśmy, ale nauczyliśmy się jak wiele potrzeba w życiu pokory i nie ma co czynić zbyt odległych planów bo życie czasem strasznie to weryfikuje.

Inna, tragiczna sytuacja to ta, gdy pozyskaliśmy mistrza Polski juniorów z Gwarka Zabrze. Traktowaliśmy to jako wielki transfer. Okazało się, że chłopak miał problemy z narkotykami, chciał nam się wieszać w szatni. Trzeba było ratować człowieka, bo nie mieliśmy już piłkarza. Gdyby tak przekopać te wszystkie lata, to takich trudnych momentów było bardzo wiele. Ostatecznie zawsze mówiliśmy sobie że trzeba dać radę, nawet wobec tak smutnych wydarzeń.

Niemal w każdej wypowiedzi podkreśla pan słowo "my". Faktycznie sprawiliście, że Gwarek stał się czymś więcej niż tylko pasją swojego prezesa. Klub zdaje się być coraz istotniejszy dla społeczności miasta.
Mamy zespół ludzi, z czego jestem bardzo dumny. To działacze, sponsorzy, kibice - wszyscy bardzo oddani klubowi. Naszym atutem jest atmosfera. Ci ludzie bardzo się nawzajem szanują i lubią, co widać na każdym etapie naszego działania. Scementowanie tych wszystkich ludzi to bodaj największy plus. Mam wielką satysfakcję, gdy nieraz po meczu widzę jak kibice siedzą na rynku w koszulkach, czy szalikach klubu. Zaczęliśmy być czymś znaczącym dla społeczności, która coraz mocniej interesuje się Gwarkiem. Tego tu nigdy nie było i to coś naprawdę fajnego.

Zgodzi się pan, że dopiero budujecie swoją tożsamość i tradycję kibicowania Gwarkowi?
Wszyscy wiemy, że Tarnowskie Góry są zaprzyjaźnione z Górnikiem Zabrze. Nawet jako klub mamy z nim umowę partnerską. My budujemy swoją tożsamość. Chcemy, by ten młody chłopak z naszego miasta był najpierw kibicem Gwarka, a potem przyjaciół z Zabrza. Robimy wszystko, by to połączyć. Dla mnie zresztą Górnik to największa marka w Polsce, o wiele lepsza niż choćby Legia Warszawa. My chcielibyśmy, by ten kibic Górnika przychodził na nasz stadion i miał w sercu również Gwarek z prostego powodu - bo tu żyje, tu pracuje, bo z tego miasta pochodzi.


fot. Marzena Stanek / TS Gwarek Tarnowskie Góry

Samo miasto też odpowiada solidnym wsparciem?
Dziś jest to wszystko ułożone tak, że kluby muszą liczyć na pomoc swojego miasta. Mamy to szczęście, że przekonaliśmy ratusz do Gwarka Tarnowskie Góry. Wcześniejsze lata były w tym elemencie trudne, byliśmy zdani sami na siebie. Małymi krokami robiliśmy coś dobrego. Zauważono to, przyłączono się do nas. Miasto rozumie nasze potrzeby, razem idziemy do przodu. Infrastrukturę mamy coraz lepszą i wierzę, że będzie ona na takim poziomie jakiego sobie życzymy. Relacje z Tarnowskimi Górami to duży plus i postęp.

W kwestii infrastruktury cele macie sprecyzowane?
Największym problemem był dotychczas fakt, że przez kilkanaście lat goniliśmy innych zmagając się z dawnymi zaniedbaniami. Do tej pory inwestycje były robione po to, by doprowadzić ten stadion do normalności. Chcieliśmy, by było tu czysto i ładnie. Żeby w tym budynku były godne warunki, bo gdy ja się tu piłkarsko wychowywałem grzaliśmy się w szatni butlą gazową. Teraz to wspominamy, zrobiliśmy wszystko by dziś sportowcy takich rzeczy nie doświadczali. Dogoniliśmy normalność, teraz chcemy rozwoju. Planujemy budowę boisk dla dzieci i młodzieży. W ubiegłym roku musiałem podjąć bardzo trudną decyzję - kontynuować rozbudowę stadionu tak, by spełniał II-ligowe wymagania, czy stawiamy na razie na bazę dla dzieciaków. Decyzja mogła być tylko jedna - nawet kosztem realizacji wymagań na II ligę najważniejsze stały się takie elementy jak nowe boisko ze sztuczną nawierzchnią, boczne boisko trawiaste. To wszystko jest bardzo potrzebne.

Bo ma u was kto ćwiczyć. W ślad za sukcesami seniorów rośnie zainteresowanie grą w piłkę u najmłodszych?
Rzeczywiście, mamy teraz swoje 5 minut. Dzieci zaczęły garnąć się do Gwarka, rodzice ich przyprowadzają. Mamy już 11 grup, w których trenuje w sumie około 300 chłopaków. Dziś, poza jednym boiskiem i orlikami, mamy niewiele i trzeba to jakoś kleić. Ale to bardzo cieszy, że te dzieciaki chcą uprawiać sport, wspólnie z rodzicami odciągamy ich od komputera w stronę fizycznej sprawności. Aż chce się pracować widząc tak liczną grupę młodzieży.

Wróćmy do pierwszej drużyny Gwarka. Może się zmartwić, czytając że robicie coś kosztem realizacji wymogów II-ligowych. Po udanej jesieni kolejny awans - całkiem niespodziewanie - zdaje się przecież możliwy?
Na samym początku byliśmy przekonani, że mamy drużynę na pierwszą piątkę. Wyniki pierwszych meczów trochę to weryfikowały, ale wiedzieliśmy że kadra jest naprawdę mocna, a czołówka w naszym zasięgu. Stało się tak, że mamy 4. miejsce i niewielką stratę do lidera. Pozostajemy więc w grze o awans. Dostaliśmy nawet zaproszenie do Warszawy na spotkanie prezesów klubów, które biją się o II ligę. Była okazja ku temu by wymienić poglądy, przekonać się jak wyglądają warunki które trzeba zrealizować, by przygotować się do gry na kolejnym szczeblu.

Jakie wnioski? Dużo trzeba zrobić?
Tak, mamy swoje kłopoty. Jak wspomniałem, podjęliśmy bardzo merytoryczną decyzję o rozbudowie bazy. Tymczasem trzeba podjąć również takie kroki, by przygotować się na II ligę. Trzeba kolejnej trybuny na 500 osób, zainstalowania systemu monitoringu, sektora gości z prawdziwego zdarzenia, kas biletowych, depozytów. Tych elementów infrastrukturalnych do spełnienia jest dużo, ale już o nich myślimy. Pewnego dnia chcemy się znaleźć wyżej, bo Gwarek dynamicznie się rozwija. Jego miejsce jest dziś wyżej, niż III liga. Jestem o tym dobitnie przekonany!



Ten rozsądek i pragmatyzm chyba cechują wasz styl zarządzania klubem. Mieliście moment, gdy trzeba było zaryzykować i obawialiście się, że nieco przelicytowaliście zbyt mocno stawiając na sukces sportowy?
Nie, sukces zawsze miał być pochodną dobrej organizacji. Czasem mi to wypominano, ale zawsze uważałem że zanim będzie wynik, trzeba pod niego przygotować warunki. Oczywiście - jesteśmy teraz na etapie szybkiego rozwoju, i ten przeskok z III do II ligi moze być bardzo dynamiczny. Może być trudno, skoro nawet takie marki jak Widzew Łódź, czy Motor Lublin mimo ogromnych budżetów mają duży kłopot by wydostać się z tej III ligi. Planowanie ma więc teraz inną specyfikę.

Spotykając się z prezesami innych kandydatów do awansu czuł pan, że Gwarek pasuje już do tego grona klubów z ogólnopolskiego szczebla?
Po spotkaniu nabrałem pewności siebie, uznałem że sam fakt że uczestniczymy w takim spotkaniu to pochodna ciężkiej pracy i tego, że się nie przestraszyliśmy. Nie mogę się dziś równać do wspomnianego Widzewa, czy Motoru, ale mamy szansę i chęć rywalizowania z klubami tego pokroju. Tarnowskie Góry jeszcze takiej pięknej, sportowej historii nie mają, a na nią zasługują. Mamy pełne prawo by przyjmować już drużyny na bardzo rozpoznawalnym poziomie.

Wiem, że nie nakładacie na siebie presji związanej z celem w postaci awansu, ale jednocześnie zamierzacie się wzmacniać. Trudno nie wnioskować, że to się może skończyć II ligą.
Naszym atutem jest dziś fakt, że niczego nie musimy. Gramy na sportowym luzie. Nic nie jest oczywiście pewne, nawet nasze utrzymanie, ale mamy spokój nie czując na sobie żadnej presji. Nie trzeba zostawać mistrzem ligi, bo do tego trzeba się przygotować. Znamy swoje miejsce w szeregu, pamiętajmy że jesteśmy beniaminkiem. Trzeba pokory, trzeba się nauczyć tej ligi a dopiero potem ją zdominować. Nie na odwrót.

Cierpliwość przekłada się też na zaufanie do trenerów. Najpierw w Tarnowskich Górach przez lata pracował Jarosław Bryś, od 3 lat - mimo przegranego przed 1,5 rokiem barażu z Unią - konsekwentnie stawiacie na Krzysztofa Górecko.
Denerwuję się, gdy widzę jak wygląda podejście do "trenerki" w polskiej piłce i jak niewielką cierpliwość mają działacze do swoich sztabów. Przyjęliśmy prostą filozofię - wybieramy szkoleniowca w umiejętny sposób, ale potem dajemy mu popracować kilka lat. Trener Górecko jest z nami trzeci rok, Jarek Bryś był z nami prawie 6 lat. Mamy oczywiście swoje wymagania, wyraźnie określamy je przed trenerami, ale rozumiemy że szkoleniowiec musi mieć czas na zbudowanie silnego zespołu z potencjałem. Część prezesów innych klubów z którymi rozmawiam nie do końca mnie rozumie. Przyjmuje się, że trener po dwóch sezonach zbyt mocno wchodzi w komitywę z piłkarzami i należy go zmienić. My widzimy to inaczej. Przyglądamy się pracy trenera, ale stawiamy na stabilność. Trener Górecko to świetny szkoleniowiec. Wykonał oczekiwaną pracę. Poukładany, bardzo rodzinny, świetnie pasujący do naszego środowiska. Jesteśmy dumni, że dla nas pracuje. Podjęliśmy dobrą decyzję i to przywilej, że trener Górecko pracuje właśnie dla Gwarka Tarnowskie Góry.

Czego nauczyło pana te 15 lat prezesowania Gwarkowi?
Przede wszystkim pokory. Planowanie jest ważne dla każdego człowieka, ale warto mieć też do wszystkiego odpowiedni dystans. Gwarek nauczył mnie spokojnej, stabilnej pracy. Ostatnie lata dodały mi z kolei dużej pewności siebie, że to co robimy jest dobre. Kiedy jest zespół ludzi którzy pomagają, czuje się wsparcie miasta, czerpie się z tego wszystkiego przyjemność i wciąż, mimo upływu lat, widzi się sens. Chcemy iść dalej z Tarnowskimi Górami, bo to najpiękniejsze miasto jakie znam. Chcemy je rozwijać, chcemy dać mu rozpoznawalność w całej Polsce. Boli mnie, że wciąż bywamy kojarzeni z Tarnowem, albo z górami. A my dokładamy cegiełkę do tego, by to nasze ukochane miasto promować. Ono jest równie ważne, jak Gwarek.

Gdzie wisi poprzeczka, którą trudno będzie przeskoczyć?
Dziś trudno mi to określić. Piłka zawodowa wiąże się z dużymi wyzwaniami. Tarnowskie Góry nie są dziś na zawodowstwo gotowe. Są ważniejsze problemy - infrastrukturalne, dotyczące podniesienia poziomu kultury, czy edukacji. Rozumiemy, że miasto musi je rozwiązywać. Ale nie zbudujemy wielkiego miasta bez zawodowstwa w sporcie. Nie chodzi mi nawet o piłkę nożną. Byłoby po prostu super wrócić kiedyś do domu, włączyć telewizję i zobaczyć, że grają Tarnowskie Góry. To może być siatkówka, piłka ręczna, czy koszykówka. To nie są nieosiągalne marzenia. To wszystko możemy razem zrealizować, zasługujemy na to i w tym kierunku powinniśmy iść.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również