Marcin Wodecki: "Naprawdę możemy coś osiągnąć w tej lidze"
W postawie zespołu z Opola da się wyszukać naprawdę dużo pozytywów, a według Wodeckiego główną siłą drużyny jest ambicja, wola walki i konsekwencja w grze. - Każdy zawodnik stara się, by wszystko jak najlepiej wyglądało na boisku. Równie ważna u nas jest atmosfera i miło, kiedy możemy zejść do szatni i świętować trzy punkty przy muzyczce i okrzykach radości. Nie ma u nas tzw. spiny – nie napinamy się przed meczami, bo boisko i tak wszystko weryfikuje - dodaje obecny lider klasyfikacji strzelców na drugim poziomie rozgrywkowym.
Na ten moment drużyna Odry ma na swoim koncie 17 punktów, jednak niewiele brakowało, by dorobek ten był nieco mniejszy. W ostatnim meczu ligowym z Zagłębiem Sosnowiec piłkarze trenera Smyły dali się zdominować przyjezdnym, a Tobiasz Weinzettel raz za razem był zmuszany do interwencji. Odra przetrzymała napór zespołu z Sosnowca i w końcówce meczu skrzętnie wykorzystała jedną z niewielu swoich sytuacji. - Zagłębie Sosnowiec miało więcej dogodnych sytuacji bramkowych od nas, ale w przypadku tego meczu uśmiechnęło się do nas szczęście i wykorzystaliśmy dogodną okazję w końcówce za sprawą Martina Barana. Wyczekaliśmy rywala i dzięki temu wygraliśmy mecz 1:0 – czasami tak jest, że ten kto przeważa schodzi z boiska pokonany, a sukces da się odnieść dzięki jednej skutecznej kontrze - mówi Wodecki, który w Opolu występuje od początku tego roku.
Swoistą rysą na wizerunku Odry jest stadion, który wymaga sporej modernizacji, by dalej nie wyglądał blado na tle niektórych pierwszoligowców. - Jedna z trybun nie wygląda źle i jest w dobrym stanie. Jednak całokształt wymaga modernizacji i myślę, że wszyscy włodarze klubu i prezydent Opola doskonale o tym wiedzą. Jest dużo do poprawy, ale liczę na to, że wszystko pójdzie w dobrym kierunku - dodaje zawodnik Odry.
Śmiało można stwierdzić, że 29-letni Wodecki przeżywa jeden z najlepszych okresów w swojej piłkarskiej karierze. 6 goli, które Wodecki ma już na swoim koncie po 8 kolejkach ligowych, to i tak najlepszy dorobek tego piłkarza podczas gry na drugim szczeblu rozgrywkowym. - Obecnie mam swoje drugie „5 minut” w karierze, bo wcześniej byłem dumny z tego, że udało mi się dostać do Górnika Zabrze i podpisać z tym klubem kontrakt. Miałem w swojej karierze sporo wzlotów i upadków i fajnie, że wszystko się teraz tak dobrze toczy i jestem w dobrej formie. Właściwie ten stan rzeczy mogę zawdzięczać np. trenerowi Ryszardowi Wieczorkowi, który niegdyś dał mi szansę w Górniku, a później, gdy moja kariera była na ostrym zakręcie, wziął mnie ze sobą do Legionovii Legionowo i tam właściwie się odbudowałem. Od tamtego czasu zacząłem strzelać bramki, w efekcie czego trafiłem od Odry i w pierwszej lidze też daje sobie radę. Wszystko robię tak, żeby wyglądało to jak najlepiej – trzeba mieć w sobie charakter, walczyć do końca i to jest mój atut. Nie poddałem się i dzięki temu jestem liderem w pierwszoligowej klasyfikacji strzelców - mówi jeden z kluczowych elementów w układance trenera Smyły.
Do miana gwiazdy drużyny Odry z pewnością aspiruje także Daisuke Matsui, którego transfer do beniaminka Nice 1. Ligi śmiało można uznać za jeden z najbardziej sensacyjnych w tym okienku transferowym. Japończyk dał solidnie popalić Wodeckiemu i jego ówczesnej drużynie - Podbeskidziu Bielsko-Biała w 2013 roku, kiedy w barwach Lechii Gdańsk zdobył dwie bramki w bezpośrednim meczu, w obu przypadkach zakładając także siatkę golkiperowi Ladislavowi Rybańskiemu. - Doskonale pamiętam ten mecz – zremisowaliśmy go 2:2, a ja zdobyłem bramkę, dającą prowadzenie mojej ówczesnej drużynie. Ale odnośnie Daisuke to oczywisty jest fakt, że przyszedł tutaj grać i dawać z siebie jak najwięcej na boisku. Sam jeszcze przyznaje, że nie jest zaznajomiony z realiami ligi, nie zna zawodników. Wiadomo, że od razu nie będzie grał w pierwszym składzie i będzie gwiazdą naszego teamu – każdy bardzo mocno walczy o swoje miejsce w drużynie, a Matsui musi najpierw się tutaj zaaklimatyzować i wpasować w to otoczenie - przyznaje popularny "Pszczółka".