Liderzy z charakterem. Dawajcie ten baraż! [VIDEO]

02.05.2018
- To nasza twierdza, tu nie przegrywamy - cieszył się po wtorkowym meczu z Gwarkiem Ornontowice pomocnik niepokonanego u siebie w tym sezonie Ruchu Radzionków, Damian Sadowski. W podobnych nastrojach swój mecz kończyła Polonia Bytom, która w trwających rozgrywkach przegrała przy Olimpijskiej zaledwie raz - na inaugurację. Liderzy obu IV-ligowych grup we wtorek zagwarantowali swoim kibicom prawdziwe thrillery, ale ostatecznie wykonali kolejny krok do tego, by w czerwcu spotkać się w barażu o awans do III ligi.
Anna Szłapa/Polonia Bytom
Horror bez Dudka
Sebastian Dudek wciąż czeka na debiut barwach Polonii. Utytułowany pomocnik przed tygodniem podpisał kontrakt przy Olimpijskiej, ale na rozgrzewce przed sobotnim meczem ze Spójnią Landek doznał urazu, który wyeliminował go z gry na kilka dni.

Mimo braku nowego piłkarza we wtorkowym spotkaniu Polonii z Dąbem Gaszowice wszystko zdawało się iść zgodnie z planem. Gospodarze w starciu z ligowym słabeuszem kilka razy mieli co prawda "ciepło" w swojej szesnastce, ale to oni częściej znajdowali się pod bramką przeciwnika, a przewagę udokumentowali w 29. minucie, gdy mocnym uderzeniem z dystansu popisał się Hubert Tylec. Na kilka minut przed przerwą wynik powinien poprawić Arkadiusz Kowalczyk, ale napastnik z Bytomia nie trafił w piłkę zagraną przez Marcina Lachowskiego. Chwilę później mocno lewą nogą uderzał tylec, ale futbolówka o centymetry minęła słupek bramki przyjezdnych.

Podopieczni trenera Jacka Trzeciaka najpóźniej w 60. minucie powinni zamknąć spotkanie. Dwa razy bliski szczęścia był Tylec, raz stojącego w bramce przyjezdnych Mirosława Kuczerę sprawdził Bartosz Giełażyn. Zamiast spokojnego prowadzenia rozpoczął się prawdziwy horror. Golkiper Polonii miał coraz więcej roboty, a w 64. minucie musiał po raz pierwszy wyjąć piłkę z siatki. Kuczera posłał długie podanie za linię obrony gospodarzy, Król nie decydował się na wyjście z bramki, a pozostawiony bez opieki Grzegorz Brózda bez problemów dał gościom wyrównanie. Lider grupy II atakował, miał okazje do tego by wrócić na prowadzenie, ale też ryzykował coraz więcej dając okazje do kontrataków gospodarzom. W 71. minucie Król wygrał jeszcze pojedynek z napastnikiem rywali, ale 60 sekund później skapitulował po raz drugi po uderzeniu Brózdy, który nie dał sobie zabrać piłki Michałowi Chrabąszczowi i Andrzejowi Buchcikowi.

Bliska kompromitacji Polonia ruszyła do odrabiania strat. W bramce Dębu dwoił się i troił Kuczera, który poradził sobie na przykład z potężnym uderzeniem Tylca. W 81. minucie nie miał jednak nic do powiedzenia po tym, jak piłkę głową do jego bramki skierował Bartosz Giełażyn. 4 minuty później sprowadzony zimą z Białegostoku napastnik trafił do siatki po raz drugi zapewniając bytomianom utrzymanie 7-punktowej przewagi nad wiceliderem z Bełku.



Kosmiczna seria trwa
Zdecydowanie więcej problemów od Polonii mieli przed swoim meczem z Gwarkiem Ornontowice w Radzionkowie. "Cidry" po tym jak z powodów finansowych dokonały zimą cięć kadrowych dysponują zaledwie kilkunastoosobowym zespołem. Przed wtorkowym spotkaniem ze składu wypadli tymczasem dwaj zawodnicy którzy zdobyli dotychczas 27 z 49 goli dla Ruchu - Robert Wojsyk i Karol Kajda. Efekt w pierwszej części spotkania był aż nadto widoczny. Radzionkowianie przez dobre pół godziny nie potrafili stworzyć realnego zagrożenia pod bramką Pawła Nowaka, co więcej - sami sprezentowali gola przyjezdnym. Zachowujący czyste konto przez 6 ostatnich meczów Rafal Strzelczyk "wypluł" piłkę po uderzeniu z dystansu, co wykorzystał Jakub Zdrzałek dając prowadzenie solidnie punktującej wiosną ekipie. Trener Kamil Rakoczy widząc kompletną bezradność swoich podopiecznych w przerwie zdecydował się na korekty w składzie - przesunął do przodu Marcina Trzcionkę, wpuścił na plac gry młodzieżowców - Marcela Gieronia i Daniela Skalskiego. Zanim plan "B" wypalił z defensywą "żółto-czarnych" zabawił się Zdrzałek, mijając Michała Staszowskiego i Tomasza Harmatę, a potem po raz drugi pokonując Strzelczyka.

Zdawało się, że gospodarze nie zdołają się już podnieść, tymczasem grając siódmy mecz w niemal niezmienionym zestawieniu na 10 minut przed końcem odpalili piąty bieg. Zaczęli stwarzać okazje bramkowe, w końcu Marcin Trzcionka zdobył gola kontaktowego po rzucie karnym wywalczonym przez Damiana Sadowskiego. Kilka minut później w polu karnym Gwarka znalazł się Kamil Banaś, który wyłożył piłkę Mateuszowi Hermaszowi i zrobiło się 2:2. Eksplozja radości wybuchła na trybunach na 3 minuty przed końcem - Trzcionka dośrodkował, Sadowski ułożył sobie piłkę na prawej nodze i precyzyjnym strzałem dał Ruchowi 13 z rzędu zwycięstwo. - Wygraliśmy charakterem i zaangażowanie, sam normalnie "umieram" około 60 minuty. Potrafiliśmy jednak rozklepać obronę przeciwnika, pokazać serce i utrzymać naszą twierdzę, w której nie przegrywamy - cieszył się po meczu Sadowski. Ruch dzięki wygranej utrzymał 10-punktową przewagę nad Przemszą Siewierz. Trzecie w stawce Szombierki tracą do lidera aż 11 oczek.


autor: ŁM

Przeczytaj również