Końcówka do zapomnienia. Były "Góral" pozbawił szansy na przełamanie

23.09.2018
Choć wiele wskazywało na to, że piłkarze Podbeskidzia przełamią się po ostatniej klęsce i zgarną punkty z faworyzowaną Sandecją, bielszczanie ostatecznie stracili zwycięstwo w 88. minucie. Podopieczni Krzysztofa Brede mogą mieć tym samym do siebie sporo pretensji, gdyż długimi momentami wyglądali oni znacznie lepiej na tle spadkowicza z LOTTO Ekstraklasy.
Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus
Po tragicznym spotkaniu z ŁKS-em Łódź i przedłużeniu swojej passy meczów bez zwycięstwa, nastroje przy Rychlińskiego były dalekie od ideału. Podbeskidzie na dobre zakopało się w dolnej połowie tabeli i niewiele wskazywało, że we wczesne niedzielne popołudnie nastąpi ich przełamanie. Rywalem „Górali” była bowiem rozpędzona Sandecja, która, niespodziewanie dla wielu, nie zaliczyła twardego lądowania na zapleczu Ekstraklasy i w dotychczas rozegranych spotkaniach poległa tylko raz (w drugiej kolejce przeciwko Odrze Opole).

Spotkanie zapowiadało się również o tyle ciekawie, że po stronie gości z Nowego Sącza stanęło aż trzech zawodników, którzy w trakcie swojej kariery reprezentowali barwy Podbeskidzia. Mowa tu o Macieju Korzymie, Michale Piter-Bućko i przede wszystkim o Damianie Chmielu, mającym za sobą 9 sezonów i 182 rozegrane spotkania w czerwono-biało-niebieskiej koszulce. Jego osiągnięcia nie przeszły dziś niezauważone, bo tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego Bednarka, włodarze klubu nagrodzili pamiątkowymi pucharami i zdjęciami jego oraz obecnego trenera bramkarzy Sandecji, Richarda Zajaca.

Damian Chmiel mógł liczyć w Bielsku na miłe przywitanie (fot: Krzysztof Dzierżawa/PressFocus)
 
„Górale” z pewnością spodziewali się ciężkiego zadania, dlatego trener Brede postanowił biernie nie reagować na słabą postawę swoich podopiecznych i postanowił zamieszać w składzie. W porównaniu do przegranego 0:3 spotkania z ŁKS-em Łódź, szkoleniowiec dokonał aż pięciu zmian. Na boisku w miejsce Komora, Jarocha, Rzuchowskiego, Kostorza i Kozaka pojawili się Wiktorski, Modelski, Rakowski, Płacheta i Roberto „Chopi” Gandara. Dla ostatniej dwójki dzisiejszy mecz był pierwszym, w którym udało im się znaleźć w wyjściowym składzie.

Na samym początku to Sandecja starała się przejmować inicjatywę i w pierwszych minutach zmusiła Fabisiaka do podjęcia interwencji. Niezłą okazję na bramkę zmarnował m.in. Adrian Basta, a gorąco zrobiło się również w sytuacji z 8. minuty. Wówczas sporo miejsca na lewej stronie miał jeden z ofensywnych zawodników Sandecji, który dograł piłkę do środka, a gdy owe podanie mogło zostać wykończone strzałem, Guga zablokował tę próbę wślizgiem. Bielszczanie dość szybko wrócili na odpowiednie tory i z pewnością byli dużo konkretniejsi od swoich rywali w ofensywie. Ciężko było również ująć „Góralom” efektowności, gdyż Hiszpan Gandara często męczył gości swoimi solowymi rajdami, Przemysław Płacheta popisał się raboną przy jednej z wrzutek, a Valerijs Sabala mógł wykorzystać akcję bielszczan efektownymi nożycami. Efektowność nie przekładała się jednak w efektywność i choć Kozioł został kilkukrotnie zmuszony do podjęcia interwencji, wynik spotkania nie ulegał zmianie. Chyba najlepszą okazję na bramkę zmarnował w 26. minucie Płacheta, który mógł wykorzystać miękką wrzutkę Oleksego, ale piłka po jego strzale z okolic 16 metra zatrzymała się na poprzeczce.
 
Kibice Podbeskidzia zgodnie przyznawali, że gra ich ulubieńców wyglądała znacznie lepiej niż w minioną środę. W porównaniu do spotkania z ŁKS-em, „Górale” postanowili przynajmniej podjąć walkę ze swoim przeciwnikiem, a ich postawa dawała nadzieję na równie dobrą drugą połowę. W 65. minucie fani gospodarzy w końcu mogli unieść ręce w geście triumfu – zablokowaną piłkę po uderzeniu Gandary przejął Sabala i z odległości kilku metrów umieścił ją w siatce. Dominacja Podbeskidzia została udokumentowana, a chwilę później mogła zostać ponownie potwierdzona. Znakomitego podania aktywnego Chopiego nie wykorzystał Płacheta, który w sytuacji sam na sam trafił wprost w golkipera Sandecji. 

Trener Kafarski starał się za wszelką cenę zmienić obraz rywalizacji, dokonując m.in. podwójnej zmiany w ofensywie. Roszady te przyniosły skutek, gdyż pod koniec spotkania bielszczanie bronili się wręcz rozpaczliwie, a zawodnicy z Nowego Sącza zwietrzyli swoją szansę na zdobycie choćby jednego punktu. Choć "Górale" byli bardzo blisko zdobycia pierwszego kompletu punktów od 22 sierpnia, ze złudzeń odarł ich Maciej Korzym. Napastnik niespodziewanie znalazł się w sytuacji sam na sam i co prawda gospodarze domagali się w tej sytuacji odgwizdania spalonego, sędzia Bednarek pozostał głuchy na ich prośby.

Ostatecznie wynik 1:1 nie uległ już zmianie, choć znakomitą okazję na dobicie "Górali" miał m.in. Wiktor Nowak. Poprzez remis bielszczanie tylko połowicznie odbudowali się po ostatniej klęsce i w tabeli awansowali zaledwie na 12. lokatę. 
 
Podbeskidzie Bielsko-Biała – Sandecja Nowy Sącz 1:1 (0:0)
1:0 – Valerijs Sabala 65’
1:1 - Maciej Korzym 88'
 
Składy:
Podbeskidzie: Fabisiak – Oleksy, Jończy, Wiktorski, Modelski – Sierpina, Rakowski, Guga, Płacheta – Chopi (90+2' Kozak) – Sabala (84' Kostorz). Trener: Krzysztof Brede
Sandecja: Kozioł – Flis, Piter-Bućko, Basta – Baran – Kałahur, Małkowski, Kasprzak (73’ Kanach), Chmiel (83' Nowak) – Gabrych (73’ Dudzic), Korzym. Trener: Tomasz Kafarski
 
Sędzia: Łukasz Bednarek (Koszalin)
Żółte kartki: Oleksy, Jończy (Podbeskidzie) – Chmiel, Kasprzak, Małkowski, Korzym (Sandecja)
 
Widzów: 1645
źródło: własne/tspodbeskidzie.pl
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również