Kolejna kontuzja, kolejna "czerwień". Pechowy tydzień GKS-u Tychy

24.08.2009
W derbowym pojedynku GKS-u z Rakowem Częstochowa urazu kolana nabawił się Maciej Mańka. - Na szczęście, nie jest tak poważny jak mówiły wstępne diagnozy - odetchnął z ulgą obrońca tyszan.
Przed wyjazdowym spotkaniem w Częstochowie trener GKS-u, Mirosław Smyła, miał ciężki orzech do zgryzienia, w jaki sposób zestawić meczową osiemnastkę - Nie da się ukryć, że kadra się sypie. Nie będę mógł skorzystać z podstawowego bramkarza, Marcina Suchańskiego, oraz napastnika, Łukasza Weseckiego - rozkładał wówczas ręce szkoleniowiec. - Na szczęście czerwone kartki z poprzedniego pojedynku Kasprzyka i Babiarza były bez konsekwencji (zawodnicy zobaczyli wtedy po dwa żółte kartoniki i w sumie w tym sezonie na swoim koncie mają po trzy - przyp. red.), bo wtedy naprawdę ciężko miałbym ze skompletowaniem składu.

Pod Jasną Górą wyżej wymienionych nieobecnych zastąpili odpowiednio: Michał Kojdecki i Mateusz Wróbel. Dobrą postawą wyróżnił się szczególnie ten pierwszy. Golkiper tyszan dwukrotnie zatrzymał Tomasza Foszmańczyka. Ratując zespół w ostatnich minutach walnie przyczynił się do wywiezienia ważnego punktu. Cenniejszego o tyle, że tyszanie od 67. minuty grali w dziesiątkę. - Drugie "żółtko" ujrzał Damian Furczyk. Zupełnie niepotrzebnie. Mamy problemy ze składem, a tu pojawia się kolejny - kręci głową Smyła. - W tej chwili już trzech piłkarzy jest zagrożonych przymusowym odpoczynkiem. Do tego wypadł nam jeszcze Mańka - wzdycha trener.

Obrońca GKS-u po starciu z bramkarzem został zniesiony na noszach. - Zderzyłem się z Tomaszem Laskowskim i doznałem urazu kolana. Nie było możliwości kontynuowania gry. Na szczęście nie sprawdziły się wstępne diagnozy. Kontuzja nie jest na tyle poważna, abym miał dłuższą przerwę. Staw jest mocno stłuczony. W środę raczej nie zagram, ale w sobotę powinienem wrócić na boisko - tłumaczy Mańka.
autor: Mariusz Polak

Przeczytaj również