Kamil Zalewski: „Tylko wspólnie możemy coś osiągnąć”

20.04.2016
Po nie najlepszym początku wiosennej części zmagań bytomska Polonia wygrała ostatnio dwa spotkania z rzędu i dzięki temu wciąż znajduje się nad strefą spadkową z drugiej ligi. O aktualną sytuację w zespole zapytaliśmy rodowitego bytomianina, wychowanka klubu, a dziś jego podstawowego zawodnika – Kamila Zalewskiego.
Łukasz Laskowski/pressfocus.pl
Sportslaski.pl: Po zimowej rewolucji w składzie, gdy wymieniono nie tylko sztab szkoleniowy, ale i połowę zawodników, do zespołu dołączyło wielu graczy spoza Bytomia. Jak sądzisz, czy słabszy początek rywalizacji bardziej przeżywali ci gracze od dawna związani z Polonią, czy też może nie miało to większego znaczenia?  

Kamil Zalewski: Generalnie jest tak, że każdy zawodnik zawsze przeżywa, zarówno porażki, jak i zwycięstwa na swój własny sposób. Na pewno nikt nie był zadowolony z tego, że nam nie idzie. Ze swej strony mogę dodać jedynie, iż być może rzeczywiście, dla mnie – jako piłkarza związanego z tym klubem od dziecka – było to z pewnych względów nieco bardziej dołujące. Ale zapewniam, że każdy zawodnik Polonii nie był usatysfakcjonowany takim stanem rzeczy.

Ostatnio zaczęło Wam iść lepiej, drużyna zdobywa punkty i niemalże od razu pojawiły się głosy mówiące o tym, że gracie przeciwko trenerowi, który źle przygotował zespół, a teraz piłkarze są zmuszeni ratować sytuację.

Nie wiem kto opowiada takie rzeczy. Nie wierzę, że tego typu opinia wyszła od kogokolwiek z klubu. Owszem, czytałem gdzieś o tym, ale to chyba jasne, iż tak być nie może. Razem tworzymy ten zespół – zawodnicy, trenerzy, pracownicy – razem walczymy o utrzymanie w drugiej lidze i jest oczywistym, że każdy chce aby ten cel udało się zrealizować. Jest także jasne, że ewentualny spadek dla nikogo nie będzie oznaczał niczego pozytywnego. Że jedynie współdziałając możemy cokolwiek osiągnąć. Nikt tutaj niczego nie robi przeciwko komukolwiek, bo to by nie miało najmniejszego sensu.

Metody pracy trenera Kościelniaka na pewno różnią się od tego jak prowadził team Jacek Trzeciak. Mógłbyś pokrótce scharakteryzować, może jakoś porównać, obydwu szkoleniowców?

Powiem szczerze: nie chciałbym tego robić. Trener Trzeciak był z zespołem przez lata, miał tutaj zupełnie inną sytuację. Jego następca, choć pracował już kiedyś w Polonii, jako piłkarz, tak naprawdę jest tutaj nowy. Trenuje nas wciąż stosunkowo od niedawna, dlatego ciężko ich porównywać. Każdy na pewno ma nieco inny warsztat pracy, inaczej podchodzi do pewnych spraw. Ale wyniki obydwu są póki co zbliżone. Może poczekajmy na koniec sezonu i wtedy dopiero wyciągajmy wnioski.

Choć jesteś z Bytomia miałeś w trakcie swojej kariery etapy gdy występowałeś w innych zespołach. Jesteś między innymi współautorem awansu Rozwoju Katowice do 2 ligi oraz sosnowieckiego Zagłębia na zaplecze Ekstraklasy.

Oj, to za dużo powiedziane! To znaczy w Rozwoju może i tak. Grałem tam wówczas sporo i wciąż śledzę losy tej drużyny, teraz już na pierwszoligowych boiskach. Ale w Zagłębiu grałem głównie „ogony”. Owszem, cieszyłem się razem z chłopakami z awansu przed rokiem, ale nie przyłożyłem się do niego jakoś spektakularnie. Co nie zmienia faktu, że obserwuję również co w tej chwili dzieje się w Sosnowcu. Bądź co bądź mam tam wciąż wielu znajomych. Teraz jestem jednak ponownie tam gdzie się wychowałem piłkarsko i tak jest dobrze.

Dziękuję Ci zatem za rozmowę i życzę powodzenia w walce o drugoligowe punkty.

Ja również dziękuję.

Rozmawiał Miłosz Karski
źródło: SportSlaski.pl
autor: Miłosz Karski

Przeczytaj również