Hitchcock w Radzionkowie. Narutowicza 11 przechodzi do historii [VIDEO]

04.06.2018
Ruch Radzionków może z czystym sumieniem sprzedawać bilety na barażowy mecz o awans do III ligi. "Cidry" w dramatycznych okolicznościach zapewniły sobie mistrzostwo I grupy piątego szczebla zmagań, choć tylko zremisowały z ostatnią w stawce Spartą Lubliniec. - To jest właśnie IV-ligowy poziom. Wychodzi teraz, że chłopcy jeszcze pod taką presją nie grali. Nie potrafili się rozkręcić na sto procent - mówił po meczu roztrzęsiony, ale szczęśliwy trener Kamil Rakoczy.
Paweł S.
2 czerwca 2018 roku z całą pewnością przejdzie do historii 99-latka z Radzionkowa. Wcale nie chodzi jednak o przypieczętowanie zwycięstwa w całych rozgrywkach, a o... symboliczne pożegnanie ze stadionem przy Narutowicza. Starcie ze Spartą Lubliniec było bowiem ostatnim bojem o punkty rozegranym na wysłużonym, przeznaczonym do rozbiórki obiekcie. Na wysokości zadania stanęli kibice, którzy głośnym dopingiem nawiązywali do atmosfery największych świąt jakich za swojego żywota świadkiem był stadion w Bytomiu-Stroszku, a w przerwie odpalili dziesiątki rac i świec dymnych, ze łzami w oczach żegnając swój drugi dom.


 - Bardzo chcieliśmy dołożyć się do całej otoczki związanej z tym wydarzeniem, a tymczasem mieliśmy jakby powiązane nogi... - przyznawał po spotkaniu Rakoczy. Mówił już jednak spokojnie w porównaniu z tym, jak emocjonalnie podchodził do każdego zagrania swoich podopiecznych i... wielu decyzji sędziowskich. Poczynania "żółto-czarnych" nie tylko jego, ale i pewnie wszystkich kibiców Ruchu przyprawiały bowiem o palpitacje serca.

Ruch - zgodnie z planem - zdominował rozbitego kilka dni wcześniej przez wicelidera z Szombierek ligowego outsidera. Prowadził grę, miał klarowne okazje do tego by wynik otworzyć, ale bramka gości stała jak zaczarowana. Przed przerwą w słupek trafił Kamil Kopeć, po zmianie stron z najbliższych odległości pudłował nawet najskuteczniejszy strzelec ligi, Robert Wojsyk. Przyczajeni, ale bardzo zdeterminowani goście radzili sobie z naporem przeciwnika, a gdy nadarzyła się okazja sami uciszyli rozśpiewane trybuny w Bytomiu-Stroszku. Radzionkowianie mieli rzut rożny, z tyłu zostawili tylko dwóch defensorów którzy mieli upilnować dwóch graczy ofensywy Sparty. Długa piłka na połowę gospodarzy, błąd jednego z graczy Ruchu i wychodzący sam na sam z Rafałem Strzelczykiem Maksym Kravets spokojnie minął golkipera "Cidrów" pakując futbolówkę do siatki. - Liczy się to co jest w sieci. Za kilka dni nikt nie będzie pamiętał, że mieliśmy dziesięć klarownych sytuacji. Wynik idzie w świat - przyznawał po meczu trener Ruchu.

Wynik był jednak remisowy, bo na wysokości zadania stanął dżoker w talii radzionkowian, Andrzej Piecuch. Dostał piłkę przed polem karnym, oddał bardzo precyzyjny strzał po którym tylko upewnił się, że futbolówka wpada do sieci dokładnie tam gdzie chciał. Wydawało się, że na niespełna 10 minut przed końcem spotkania Ruch jest dopiero w połowie realizacji wyznaczonych zadań, dlatego wobec braku drugiego trafienia po końcowym gwizdku na obiekcie przy Narutowicza zapanowała spora konsternacja. W końcu jednak ręce w geście triumfu uniesiono tego dnia po raz drugi, tyle że... kilka minut po meczu. Spiker zakomunikował, że w równolegle toczonym spotkaniu mające szanse na dogonienie radzionkowian Szombierki sensacyjnie zgubiły punkty z Polonią Poraj i na kolejkę przed końcem nie są w stanie zająć pierwszego miejsca w stawce. - Byliśmy po meczu bardzo na siebie źli, bo mogliśmy strzelić jeszcze kilka goli. Spadły nam z serc spore kamienie, kiedy dowiedzieliśmy że "Szombry" też tylko zremisowały - przyznawał Andrzej Piecuch, który - jak się okazało - swoim golem przypieczętował mistrzostwo ligi dla Ruchu.

Rywalem "Cidrów" w dwumeczu o awans do III ligi będzie Polonia Bytom, która bez gry - wobec potknięcia LKS-u Bełk - jeszcze przed niedzielnym starciem z MKS-em Lędziny zapewniła sobie wygraną w drugiej grupie. Pierwszy mecz przy Olimpijskiej zaplanowano na niedzielę, 16 czerwca. 4 dni później rewanż przy Narutowicza. Oba spotkania będą mogli obejrzeć kibice jednych i drugich, o czym informowaliśmy już na naszych łamach (TUTAJ).

autor: ŁM

Przeczytaj również