Grzegorz Słaby: "Krok po kroku idziemy do przodu"

29.07.2015
O przygotowaniach do nowego sezonu, zmianie nazwy na GKS Katowice, transferach i różnicach między pracą w Tychach a Katowicach postanowiliśmy porozmawiać z Grzegorzem Słabym, trenerem Czarnych Katowice - beniaminka I ligi siatkówki, przed którym postawiono ambitny cel, by na koniec sezonu znaleźć się w pierwszej czwórce. 
Czarni Katowice / Facebook
O Czarnych Katowice zrobiło się ostatnio głośno nie tylko za sprawą wywalczonego awansu do I ligi, ale i decyzji miasta o mającej nastąpić w niedługim czasie zmiany nazwy klubu na GKS Katowice, a co za tym idzie budowy siatkarskiego potentata nie tylko na Górnym Śląsku, ale i w Polsce.
Jak to odbieracie - czy zawodnicy i pracownicy klubu reagują na te doniesienia w jakiś szczególny sposób?


Na chwilę obecną wiemy jedynie to, co pojawia się w środkach masowego przekazu. W większym gronie nie mieliśmy okazji jeszcze o tym dyskutować, ponieważ pierwszy trening wyznaczony jest na trzeciego sierpnia.
Co do GKS-u Katowice to wiadomo, że jest to klub całego miasta, który ma bogatą, wielosekcyjną historię i myślę, że jest to dobra decyzja władz miasta, ponieważ z GKS-em identyfikuje się wielu kibiców, na czym z pewnością sekcja siatkarska może jedynie zyskać. Jestem przekonany, że siatkówka w Katowicach na takiej decyzji tylko zyska.
Niemniej jednak nie znamy jeszcze konkretnych terminów zmiany nazwy ani planów organizacyjnych z tym związanych, więc póki co jako Czarni Katowice walczyć będziemy o pierwszą czwórkę w lidze.

Powalczyć będzie zapewne łatwiej z nowymi zawodnikami, którzy dołączyli do zespołu.
Który z tych transferów był dla Ciebie jako szkoleniowca najważniejszy?


Myślę, że wszystkie na równi, ponieważ między I a II ligą różnica jest kolosalna, a dołączyli do nas  zawodnicy, którzy w poprzednim sezonie występowali w I lidze – Kalembka i Fijałek, z Plus ligi przyszedł do nas Michał Błoński a z ligi niemieckiej Janek Król. Zagra też z nami Bartosz Mariański.  Tak więc nie są to anonimowe nazwiska, tylko gracze z dużym ligowym doświadczeniem, którzy gwarantują jakość. I liga jest ligą zawodową, tutaj profesjonalizm jest już na dużo wyższym poziomie, dlatego cieszę się, że pozyskani gracze przyszli do nas właśnie z takich klubów.  Oprócz transferów jestem bardzo zadowolony z tego, że udało się zatrzymać zawodników, którzy zagwarantowali nam awans w zeszłym sezonie. Nikt nie odszedł z tak zgranej drużyny, a to podstawa budowania zespołu na kolejny sezon.

Można więc otwarcie mówić, że przeprowadzone transfery mają przyczynić się do zajęcia miejsca w pierwszej czwórce?

Tak, ponieważ taki cel postawiono przed nami. Wiadomo, że wszystko zweryfikuje parkiet i to jak będziemy się prezentować, natomiast tak jak już powiedziałem – głęboko wierzę, że naszą obecną kadrę stać na zrealizowanie tego celu. Zdaję sobie natomiast sprawę z tego, że to nie tylko Katowice będą biły się o czołowe pozycje, a tych zespołów, które chciałyby, żeby bramy Plus Ligi się przed nimi otworzyły będzie kilka. Przykładem niech będzie Szczecin, który pozyskał ostatnio Leando Araujo, wielokrotnego reprezentanta Brazylii. Przeglądając kadry innych zespołów to „na papierze” większość wygląda bardzo dobrze, a sama liga w porównaniu do kilku poprzednich sezonów jest obecnie dużo silniejsza.

Ważny dla Was jako beniaminka będzie niewątpliwie początek sezonu.

Z pewnością tak. Od pierwszego meczu będziemy musieli bić się o jak najlepsze miejsce, by być jak najwyżej przed fazą play-off.

Wspomniałeś wcześniej o różnicy poziomów pomiędzy I a II ligą. Z czego to wynika?

Ilość drużyn występujących w II lidze  jest bardzo duża i wymieszane są w niej zespoły walczące o awans i dobrze zorganizowane, z zespołami totalnie amatorskimi, przez co jakość gry i poziom jest bardzo zróżnicowany. I liga natomiast jest ligą w pełni profesjonalną, poziomem zbliżającą się coraz bardziej do Plus Ligi.

A jak oceniłbyś warunki pracy w Katowicach i Tychach? Czy miasto, które coraz silniej stawia na siatkówkę zapewnia Wam pomoc na takim poziomie, by realizacja założonych celów była możliwa?

Ciężko mi to porównywać, ponieważ w Tychach byłem z tym zespołem od III ligi i udało mi się dwa razy awansować, przez co warunki pracy zmieniały się wraz z ligą. W Katowicach natomiast pracowałem jedynie w II lidze.
Obecnie warunki są takie na jakie nas stać. Wiadomo, że priorytetem jest dla nas dostęp do hali, żebyśmy mieli możliwość spokojnego przeprowadzania treningów, i mimo dużego obłożenia szopienickiego obiektu przez drużyny różnych dyscyplin sportowych na razie się to udaje. W Tychach natomiast był z tym problem, przez co trenowaliśmy bardzo późno.
Chcemy dążyć do warunków organizacyjnych jakie mają zespoły w Plus Lidze i w I lidze, natomiast to nie jest taka łatwa sprawa. Widzę jednak, że w Katowicach z każdym dniem idzie to do przodu, a zaangażowanie władz klubu jak również miasta jest bardzo duże, dlatego krok po kroczku zmierzamy w dobrym kierunku.

Patrząc na Twoją dotychczasową karierę trenerską – dwa awanse z Tychami i jeden z Katowicami – można odnieść wrażenie, że stajesz się powoli lokalnym specjalistą od awansów.

Pracuję w siatkówce 4 lata i w tym czasie faktycznie udało mi się zrobić te trzy awanse i dodatkowo utrzymać zespół Tychów w I lidze więc myślę, że jak na pierwsze lata pracy w sporcie to wyniki mogą satysfakcjonować, jednakże nie nazwałbym siebie specjalistą od awansów.
Na takie określenie będę mógł zasłużyć dopiero wtedy, kiedy uda się zrobić ten najważniejszy awans - do Plus Ligi. To byłaby taka pełna korona – awans z każdej ligi. Mam teraz dobrą okazję by to osiągnąć, a wyzwanie które stoi przede mną bardzo mnie ekscytuje.
źródło: SportSlaski.pl
autor: Marcin Gruszczyński

Przeczytaj również