Gilewicz zdradza kulisy "współpracy" z GKS-em Tychy

23.06.2009
Benefis Radosława Gilewicza od sportowej strony z pewnością można uznać za udany. Natomiast jeśli chodzi o stronę organizacyjną to na pewno imprezę za udaną uznać nie można.
- Dopóki ta osoba będzie prezesem klubu, moja noga na stadionie w Tychach nie postanie - złości się Gliewicz. - Na tym nie koniec. Analizuję z prawnikiem możliwość zerwania umowy sponsorskiej, która wiąże mnie z GKS-em Tychy na pięć lat. Na ten klub, pod rządami tego kibica, szczycącego się funkcją prezesa nie dam już ani grosza - dodaje były reprezentant kraju.

- Gdy kilka tygodni temu powiedziałem, że planuję zorganizowanie benefisu, prezes zaoferował się z daleko idącą pomocą klubu. Zapewniał, że pomoże w znalezieniu sponsorów i organizacji spotkania. Jaki był efekt? Taki, że w jednej firmie, powołując się na moje nazwisko i mój benefis, rozpoczął rozmowy o wspieraniu finansowym GKS-u.  Dowiedziałem się o tym przypadkowo. Chwilę później do tej samej firmy poszli moi ludzie, którzy mnie reprezentowali i dowiedzieli się, że na benefis nic nie dostaną, bowiem już nawiązano współpracę z klubem. Najbardziej zdenerwowało mnie to, kiedy w dniu meczu wszedłem do szatni, gdzie mieliśmy się przebierać. Zastałem bałagan i brud - kończy wyraźnie podirytowany Gilewicz.
źródło: SPORT/SportSlaski.pl

Przeczytaj również