FELIETON: Golden Boy ze Zgody… już tak daleko, a dopiero na początku drogi

21.11.2014
W ostatnich tygodniach jest o nim naprawdę głośno. Spogląda z okładek wszystkich sportowych gazet, a dziennikarze rozpływają się w zachwytach nad jego talentem, umiejętnościami i formą. Arek Milik właśnie staje się gwiazdą wielkiego formatu…
Chciałabym móc tu napisać, że od pierwszej chwili wiedziałam, że będzie świetnym piłkarzem. Wiecie, o czym mówię? Ten moment oszołomienia, gdy patrzysz na grę młodego zawodnika i widzisz zapowiedź czegoś wielkiego. Ten błysk geniuszu, który może przyciągnąć tłumy na trybuny. Wcale tak nie było. Wstyd się przyznać, ale nawet nie potrafię sobie przypomnieć, w jakim meczu widziałam go po raz pierwszy. Czy to był już Górnik, czy może jeszcze Rozwój…

Za to pamiętam doskonale pierwszą rozmowę, pierwszy przeprowadzony z Arkiem wywiad i jakie zrobił na mnie wrażenie. Skromny, może nazbyt poważny jak na swój młody wiek, ale przede wszystkim inteligentny. To wyczuć bardzo łatwo. Wbrew pozorom nie chodzi tu wcale o łatwość i sposób wysławiania się – raczej o to, co dany rozmówca potrafi w swojej wypowiedzi przekazać. Czy nawet na banalne pytanie odpowie tak, że masz ochotę go słuchać.

Pomyślałam wtedy, że Arek to ma. Ma zdrowy rozum, który pozwoli mu mądrze pokierować swoją karierą, bez względu na to, co los mu zaoferuje. Że być może nie zdobędzie świata szturmem, ale zrobi to. Powoli i cierpliwie, małymi kroczkami, ale to zrobi.

Na razie te kroki są jednak duże. Bundesliga, Ajax, reprezentacja… a to wszystko w niespełna dwa lata. Co Arek robił dwa lata temu? Przygotowywał się do meczu z Pogonią Szczecin (zagrał w nim niespełna 60 minut, nie strzelił gola, a na murawie zmienił go Zachara – nie żebym pamiętała, sprawdziłam). Dziś myśli o ligowym spotkaniu z Heerenveen i wyjeździe na Parc de Princes do Paryża na mecz Ligi Mistrzów…

Podoba mi się jego podejście do życia. Podoba mi się, że młody chłopak rzucony w wir wielkiej piłki i jeszcze większych pieniędzy nie wariuje. Że wciąż jest w nim ten sam spokój, co w czasach gry na Roosevelta i nawet jeśli dziś jest bardziej pewny siebie (ma powody) to wciąż nie jest ani zarozumiały, ani arogancki. I że wciąż pamięta, skąd się wywodzi. Gdy jest w Polsce, zawsze ma czas odwiedzić na treningu dzieciaki z Rozwoju, przychodzi na mecze pierwszej drużyny, zagląda do pana Józka do magazynu… A przecież ma 20 lat – jego rówieśnicy w tym czasie biegają po centrach handlowych.

Podoba mi się, jak wkomponował się w reprezentację. Że potrafi skorzystać z pracy wykonywanej na boisku przez Roberta Lewandowskiego i dołożyć swoją, niezwykle ważną cegiełkę. Że wciąż pokazuje coś nowego – jak ten przepiękny rzut wolny w meczu ze Szwajcarią.

Patrząc z boku wydaje się, że naprawdę łatwo być Arkiem Milikiem, ale ci, którzy znają go dobrze wiedzą, że wcale nie. Bo od lat nosi łatkę wielkiego talentu. W Zabrzu nazywano go „młodym Lubańskim”. Zawsze odżegnywał się od takiego porównania mówiąc, że na nie nie zasługuje. Kolejny dowód skromności i zdrowego rozsądku. Cóż… wszystko przed nim.

I to jest w tej całej historii najpiękniejsze. Że Arek ma dopiero 20 lat i jeszcze tyle może osiągnąć. Dużo więcej. Jeszcze więcej świetnych meczów w kadrze, lepsze kluby, lepsze ligi… Tego już na pewno nie przegapię.


Olga Rybicka
Reporterka sportowa
TVP Katowice
 
źródło: SportSlaski.pl

Przeczytaj również