FELIETON: Ciężka zima polskiego kibica? Spokojnie, zima jeszcze się nie zaczęła...

19.12.2014
Uwielbiam sporty zimowe... biegi narciarskie, skoki, biatlon, nawet łyżwiarstwo. To znaczy uwielbiam je z odpowiedniej odległości: w telewizji, bo mówiąc szczerze – tylko na łyżwach jeżdżę w miarę przyzwoicie, na stoku prezentuję styl, który potocznie można nazwać rozpaczliwym: przypinam narty i walczę o życie...
Od dziecka za to w sobotnie i niedzielne przedpołudnia oglądałam relacje z zawodów biatlonowych, narciarskich czy ze skoczni. Przeżyłam dzięki temu wiele wspaniałych chwil: pamiętam sensacyjne zwycięstwo Tomasza Sikory na mistrzostwach świata w 1995 roku czy pierwszy wygrany konkurs Adama Małysza rok później. To wyjątkowe wspomnienia, bo wtedy były to jedyne momenty radości, takie jednorazowe wspaniałe osiągnięcia.

W ostatnich latach polscy kibice sportów zimowych wiele razy przeżywali chwile triumfu. Fantastyczne sezony Małysza, fenomenalna Justyna Kowalczyk, kapitalne występy Tomasza Sikory. Było wiele powodów do radości, a na zimowe Puchary Świata czekało się z utęsknieniem. Tak było także w poprzednim sezonie. Rewelacyjny początek naszych skoczków ukoronowany złotymi medalami Kamila Stocha, świetni na igrzyskach łyżwiarze szybcy, wielka jak zwykle Justyna Kowalczyk oraz mnóstwo dobrych występów naszych biatlonistek... Tak, to była naprawdę udana zima...

A dziś? Tak, jak za oknem wciąż nie widać zimy, tak nie widać również formy naszych sportowców. Sprawiedliwość należy oddać panczenistom i panczenistkom: oni w tym sezonie prezentują się rewelacyjnie, ale łyżwiarstwo szybkie nie jest naszym sportem narodowym i mimo rosnącej popularności pewnie nigdy nie będzie. Na trasach biatlonowych brak sukcesów, bo trudno za taki uznać jedno miejsce w dziesiątce Weroniki Nowakowskiej-Ziemniak. Pod nieobecność kontuzjowanego Stocha nie zachwycają też skoczkowie. Kowalczyk nie zaczęła najlepiej i w tym roku już nie wystartuje. Aż się chce zacytować tutaj Cezarego Wilka...

Czy to oznacza, że tej zimy nie będziemy mieć powodów do radości? Czy to koniec Kowalczykomanii czy Stochomanii? Szczerze mówiąc – w ogóle się o to nie obawiam. Ani Justyna, ani Kamil i spółka nie byli i nie są gwiazdami jednego sezonu, nie pojawili się na podium jednego czy dwóch konkursów jak meteoryty, ale regularnie meldowali się w czołówce. I nawet, jeżeli dziś mają pewne problemy, to ich czas nadejdzie – jeszcze w tym sezonie. Są na tyle doświadczeni, że je rozwiążą.

Nie martwię się tym bardziej, że choć na początku sezonu brakuje im dobrych wyników, to nie odwrócili się od nich kibice. To taka nasza częsta polska przypadłość – chętnie kibicujemy najlepszym, potrafimy stworzyć wspaniałą atmosferę i nakręcić koniunkturę, dać niesamowite wsparcie, ale porzucamy naszych ulubieńców, jeśli zawodzą oczekiwania. Przez wiele lat konkursy skoków odbywające się w Polsce uważane były za te najlepsze na świecie. Kibice z całego kraju wypełniali szczelnie trybuny dopingując najpierw Małysza, a później Stocha. Przez wiele lat mieli ku temu powody bo biało-czerwoni zawsze liczyli się w walce o zwycięstwo. Dziś nie ma takiej pewności, ale kibice skoków dali dowód zaufania – na konkurs Pucharu Świata w Wiśle nie ma już biletów – nawet te na dodatkowo przygotowaną przez organizatorów trybunę rozeszły się błyskawicznie.

Zawody obejrzy więc komplet kibiców – będzie głośno, kolorowo i być może wreszcie nasi zawodnicy wystąpią w głównych rolach (choć mam ogromną nadzieję, że dojdzie do tego wcześniej). Zresztą tak być powinno – w połowie stycznia będzie już przecież zima... :)


Olga Rybicka
Reporterka sportowa
TVP Katowice


 
źródło: SportSlaski.pl

Przeczytaj również