Eugeniusz Pluta. Zapomniany król z Bukowej.

15.03.2016
Obecna sytuacja GKS Katowice przypomina tę z lat 70-tych ubiegłego wieku. Wtedy po spadku z ekstraklasy drużyna z Bukowej przez 7 długich lat utknęła na drugim froncie i dopiero w 1978 roku nastąpił powrót do upragnionej ekstraklasy. I wtedy i teraz co roku mówiło się o walce o ekstraklasę, i zawsze kończyło się rozczarowaniem. Ale jest jeszcze jedna rzecz, która łączy tamte i obecne czasy. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić GKS bez Grzegorza Goncerza. W latach 70-tych nikt nie wyobrażał sobie, że w ataku GieKSy może zabraknąć Eugeniusza Pluty. Obaj zostali królami strzelców zaplecza ekstraklasy. I dlatego postanowiliśmy przypomnieć nieco zapomnianego dzisiaj napastnika, który obok Jana Furtoka jest najlepszym strzelcem GKS w całej jego historii.
źródła: Monografia sekcji piłkarskiej GKS Katowice
Sport Śląski: Po spadku GieKSy z ekstraklasy w 1971 roku wydawało się, że odejdzie Pan do lepszego klubu. Mówiło się, że trenował Pan latem w Ruchu Chorzów i Zagłębiu Sosnowiec, a jednak w trzeciej kolejce II ligi wybiegł pan od pierwszej minuty meczu GKS z ROW Rybnik.

Eugeniusz Pluta: Z Zagłębiem sprawa szybko się skończyła, choć proponowali mi ładne czteropokojowe mieszkanie, a ja wtedy choć byłem żonaty to mieszkania nie miałem i na treningi dojeżdżałem z rodzinnego Bierunia Starego. W Ruchu z kolei spędziłem prawie cały okres przygotowawczy. Trener Viczan nie chciał mnie puścić (uśmiech). Grałem w sparingach, byłem nawet z nimi na zgrupowaniu, gdzie spałem w jednym pokoju z Antkiem Piechniczkiem. Ruch walczył o mnie. Ukryli mnie, dali mieszkanie blisko centrum Katowic i chcieli GKS-owi za mnie zapłacić. No ale prezes Bogacki mnie przekabacił. Spytał co mi Ruch zaproponował, a potem zawieźli mnie do nowiutkiego mieszkania, w którym mieszkam do dzisiaj. „Niebieskim” podziękowałem i zostałem w GieKSie.

Nie bał się Pan, że dobrze zapowiadając się kariera może przyhamować w związku z grą tylko w II lidze?
Oczywiście miałem obawy, bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że z II ligi nikt nie powołuje zawodników do reprezentacji, a ja przecież wtedy grałem regularnie w kadrze olimpijskiej prowadzonej przez Kazimierza Górskiego. Ale liczyłem, że szybko wrócę z GieKSą do ekstraklasy.

Okazało się, że wróciliście dopiero po długich 7 latach a Pan nigdy nie zagrał w pierwszej reprezentacji, choć w kadrze młodzieżowej czy olimpijskiej grał Pan z późniejszymi legendami polskiej piłki jak choćby z Grzegorzem Lato, Robertem Gadochą, Antonim Szymanowskim, Jerzym Gorgoniem, Jerzym Domarskim, Adamem Musiałem. Lesławem Ćmikiewiczem czy Janem Tomaszewskim.
Jestem przekonany, że wtedy pojechałbym z kadrą na olimpiadę w Monachium, bo byłem podstawowym zawodnikiem tej drużyny. Niestety najpierw z tej kadry wyeliminowała mnie kontuzja, którą odniosłem pod koniec rundy wiosennej 1971 roku kiedy spadliśmy z ekstraklasy, a później to ciągłe granie tylko w II lidze.   

Dlaczego przez te siedem lat grania w II lidze nie próbował Pan szczęścia gdzie indziej?
Niektórzy odchodzili, ale ja zostałem. Dobrze mi było w GieKSie. Byłem szanowany, byłem kimś i tego nie chciałem stracić. Wtedy, nie tak jak teraz, ludzie się dobrze znali. Kibice z pamięci potrafili wymienić cały skład i kto grał na jakiej pozycji, poznawali nas na ulicy. Oczywiście były propozycje. Praktycznie co roku jakiś klub się po mnie zgłaszał, ale byłem kapitanem i głupio mi było zostawić drużynę. Poza tym jak każdy Ślązak jestem przywiązany do tego miejsca i prawdę mówiąc nigdzie mnie nie ciągnęło w Polskę.

Nie żal jednak tego, że nie zrobił Pan większej kariery i tyle lat spędził w II lidze?
W II tej lidze faktycznie nudno było. Grało się, bo się grało. Nie było tych emocji co w ekstraklasie. Teraz całkowicie inaczej człowiek by na to patrzył. Ale wtedy górnik dobrze zarobił, no to my też dobrze zarobiliśmy, bo było się prowadzonym na kopalni. Ja zresztą skończyłem technikum górnicze więc jestem prawdziwy górnik (śmiech). Później jak już byłem trenerem, to nie brałem żadnego klubu poza górniczymi, tak by nie stracić stażu na kopalni i prawa do emerytury górniczej. Dlatego nie żałuję tego, że pozostałem wierny GieKSie.

A jednak mógł Pan rok od powrotu z GieKSą do ekstraklasy w wieku 30 lat wyjechać do francuskiego Lens. I znowu w pana karierze główną rolę odegrała kontuzja.
Cały sezon 1978/79 grałem na blokadach. Później okazało się, że te zastrzyki walili mi prosto w achillesa, więc kompletnie nic nie czułem. Pamiętam, że w przedostatniej kolejce graliśmy w Sosnowcu z Zagłębiem i na tym meczu byli też wysłannicy z Lens, którzy przyjechali do Polski podpisać ze mną kontrakt. Strzeliłem tam bramkę i byłem najlepszym zawodnikiem na boisku. Trzy dni później graliśmy ostatni mecz sezonu z Lechem Poznań. Po meczu miał być uroczysty bankiet, na którym miałem m.in. dostać nagrodę za 400 występów w barwach GKS i uroczyście podpisać kontrakt z Francuzami. Postanowiłem zagrać z tym Lechem i w ten sposób pożegnać się z kibicami. No i w 25 minucie usłyszałem taki trzask jakby ktoś strzelał. Ale nic nie poczułem, tylko zobaczyłem jak noga mi puchnie. Zawieźli mnie na pogotowie i okazało się, że całkowicie zerwałem achillesa. Po meczu Francuzi, którzy byli już na bankiecie stwierdzili, że taki zawodnik już ich nie interesuje. A miałem już tam załatwioną szkołę dla dzieci i czekał na mnie dom z basenem po Joachimie Marksie, którego miałem tam zastąpić. Jak się wyleczyłem to GieKSa znów była w II lidze.

Pół roku od powrotu na boisko postanowił Pan jednak w końcu pożegnać się z Bukową.
Wiedziałem, że to już nie jest to. Miałem prawie rok przerwy i częściej siedziałem na ławie jak grałem. A wtedy dostałem propozycję gry w trzecioligowym austriackim Kittsee, gdzie miałem być grającym trenerem i skorzystałem z tej oferty. Musiałem się tam szybko nauczyć języka, który później przydał mi się w pracy choćby z Adolfem Blutschem. Byłem tam dwa lata, niestety bez rodziny, bo zastał mnie tam stan wojenny. Jak wróciłem to oczywiście do GieKSy, gdzie zostałem asystentem trenera. Pamiętam, że prezes Dziurowicz bardzo fajnie się zachował, bo od razu odwiesił mi bezpłatny urlop górniczy, który musiałem wziąć jak wyjeżdżałem z Polski.

Ma Pan żal, że pomimo tego, że jest drugim najlepszym strzelcem w historii GieKSy  wielu kibiców nie wie kto to jest Eugeniusz Pluta?
Kompletnie nie mam żalu. Ja po prostu jestem zadowolony z tego, że pracowałem w tym sporcie do końca, że teraz żyję spokojnie na emeryturze, a przecież ilu się zawodników potraciło, zostali bez zawodu i bez pieniędzy.

Po 37 latach Grzegorz Goncerz powtórzył Pana osiągnięcie i również został królem strzelców zaplecza ekstraklasy. Podobnie jak Pan od lat jest wierny GieKSie, choć nie potrafi równie długo awansować z nią do ekstraklasy. Gdyby poprosił Pana o poradę czy warto zostać na Bukowej czy jednak zaryzykować i odejść do lepszego klubu, to co by Pan mu poradził?
Teraz będąc na jego miejscu zaryzykowałbym i odszedł do ekstraklasy. Na pewno nie grałbym w tej pierwszej lidze. Obecnie są inne czasy. Nawet jak zostaniesz, a potem nie grasz, nie idzie ci to od razu słyszysz: do widzenia. Nikt nie docenia tego, że jesteś wierny klubowi.
źródło: SportSlaski.pl
autor: Tomasz Pikul

Przeczytaj również