Dyrektor Podbeskidzia: "Nikogo nie namawiałem do agresji"

04.01.2018
- Nie jest i nigdy nie był problemem udział kibiców w treningach drużyny Podbeskidzia. One z reguły są otwarte, a fani często rozmawiają z piłkarzami. Do agresji nikogo nie namawiałem, to co powiedziałem zostało źle odebrane - tłumaczy swoje słowa z końcówki grudnia dyrektor sportowy Podbeskidzia, Andrzej Rybarski.
Łukasz Laskowski/PressFocus
"Idźcie na trening i powiedźcie mu: gościu, zostaw nasz klub, bo po prostu nie jesteś zawodnikiem godnym Podbeskidzia. Uważam, że to jest też wsparcie wasze w tym aspekcie jest bardzo istotne" - te słowa dyrektora sportowego "Górali" mocno oburzyły piłkarską Polskę. Nic dziwnego - nie tak dawno głośnym echem odbiła się sprawa pobicia przez chuliganów zawodników Legii Warszawa, swoim piłkarzom grozili też "sympatycy" Lechii Gdańsk, czy Pogoni Szczeci n. Kiedy wydawało się, że środowisko murem staje przeciwko takiemu postępowaniu media obiegł cytat autorstwa Andrzeja Rybarskiego. -  Kontekst wypowiedzi był inny. Wskazałem kibicom, że jako fani mają prawo pytać ludzi w klubie o panującą w nim sytuację. Sami zorganizowaliśmy spotkanie, na którym odpowiadaliśmy na każdą poruszoną kwestię. Uważam, że jeśli fani chcieliby pytać o coś piłkarzy, to oni również nie powinni uciekać od takich rozmów - tłumaczy swoje słowa dyrektor Podbeskidzia.
 
Rybarski przekonuje jednak, że został  źle zrozumiany przez media, które szybko podchwyciły temat. - Nie chodzi wcale o to, by ktokolwiek odwiedzał zawodników na zajęciach i rozmawiał w jakiś agresywny sposób, ale niestety na jednym z portali zostało to tak przedstawione. W Polsce panuje dość stereotypowe pojęcie "kibica", jednak w Podbeskidziu jest inaczej. Na spotkaniu z kibicami  były całe rodziny, biznesmeni, kobiety - tłumaczy dyrektor.
 
O co mieliby zatem pytać kibice piłkarzy wystawionych na listę transferową? - Może po prostu próbować dowiedzieć się bezpośrednio od nich, dlaczego dostali wolną rękę do poszukiwania klubu. Zapewniam, że były ku temu argumenty. Może też zapytać dlaczego część z nich chce mimo wszystko zostać w klubie nie mając szans na grę. Kontekst tych sugestii został jednak bardzo zmieniony, co jest i dla mnie i dla klubu sygnałem do wyciągnięcia wniosków na przyszłość - odpowiada Rybarski.
 
Działacze z Rychlińskiego też mają się jednak z czego tłumaczyć. To kolejne okienko, w którym trwa wymiana sporej części zawodników i to takich, którzy do Bielska trafili stosunkowo niedawno. - Sam pracę w klubie zacząłem 3 lipca i na sprowadzenie większości graczy, którzy teraz są na liście transferowej, wpływu nie miałem. Chcemy zmienić kierunek polityki transferowej.   Pracujemy nad zbudowaniem mocnego zespołu a przy tym chcemy zachować właściwą średnią wieku drużyny, bo dziś jesteśmy jednymi z tych którzy najmocniej stawiają na młodych zawodników w pierwszej lidze – średnia wieku zespołu oscyluje wokół 24 lat. W parze z tym muszą pójść jednak również wyniki. Przy tak płaskiej tabeli nie wykluczamy walki o awans nawet w tym sezonie, a już na pewno w dalszej perspektywie Podbeskidzie powinno grać w Ekstraklasie - zapowiada były trener Górnika Łęczna.
 
Póki co przy Rychlińskiego w kwestii transferów do klubu jest jednak dość cicho. To nie oznacza, że "Górale" nie rozglądają się po piłkarskim rynku. - Mamy do obsadzenia środek obrony, środek pomocy i być może kogoś na pozycję numer 10. Pracujemy nad tym, planujemy zrobienie od 2 do 4 transferów - zapowiada Rybarski. I dodaje, że ci którzy znaleźli się na liście transferowej szans na grę wiosną nie mają. Przekonuje jednak, że zaistniała sytuacja w żaden sposób nie wpłynęły na atrakcyjność "Górali" w rozmowach z potencjalnymi, nowymi graczami. - Nawet dziś kilku piłkarzy nawiązało z nami kontakt, ale nie chodzi oczywiście o to, by brać wszystkich, tylko takich którzy spełniają nasze kryteria - kończy dyrektor Podbeskidzia.

autor: Łukasz Michalski

Przeczytaj również