Drużyny podobne, choć o punkty ze sobą jeszcze nie walczyły

18.10.2017
Dziś po raz pierwszy w historii zmierzą się zespoły, które w tym sezonie łączy naprawdę sporo. Zarówno Podbeskidzie jak i Raków Częstochowa fatalnie wystartowały w tym sezonie Nice 1. Ligi, odbiły się od dna przez serie zwycięstw i zanotowały porażkę w minionej kolejce. Ponadto oba kluby łączy pewien piłkarz, który jeszcze niedawno był idolem kibiców „Górali”.
Norbert Barczyk/Pressfocus
Mowa oczywiście o Piotrze Malinowskim, który Podbeskidzie Bielsko-Biała reprezentował w latach 2009-2015. Podczas tego okresu popularny skrzydłowy wystąpił w 183 spotkaniach „Górali”, w których strzelił 12 goli i zaliczył 16 asyst. Choć zawodnik mógł irytować przestrzelonymi setkami za czasów, gdy był wystawiany przez Czesława Michniewicza na środku ataku, a także swoimi przeciętnymi statystykami, kibice go uwielbiali. Za każdym razem gdy Malinowski pojawiał się bądź schodził z boiska, nad stadionem przy Rychlińskiego unosiło się gromkie „Malina, Malina”. Wielu zapamiętało go przede wszystkim z niebywałej szybkości, a także z jednej z najważniejszych bramek w historii istnienia Podbeskidzia. To właśnie gol 33-latka zapewnił zwycięstwo bielszczan w Krakowie z Wisłą w 1/4 finału Pucharu Polski w 2011 roku, co dało znakomitą sytuację przed rewanżowym spotkaniem w Bielsku-Białej.

 
Po sezonie 2014/2015 Malinowski wrócił do swojej rodzinnej Częstochowy i mimo upływających lat, cały czas pozostaje podstawowym zawodnikiem miejscowego Rakowa. W obecnym sezonie Nice 1. Ligi nie rozpoczął tylko jednego spotkania w pierwszym składzie swojej drużyny, a w jedynie trzech opuszczał boisko przedwcześnie. Mecz z „Góralami” skrzydłowy także powinien rozpocząć w pierwszym składzie i z pewnością wraz z całą drużyną sprawi bielszczanom sporo problemów.
 
Ekipa z Częstochowy prezentuje piłkę bardzo ofensywną, otwartą, która jednak na początku sezonu dawała więcej złego niż dobrego. Raków tracił sporo goli i w efekcie czego wylądował w strefie spadkowej. Przełomowym momentem okazał się być mecz w Głogowie z Chrobrym, który w przeciwieństwie do częstochowian wystartował w lidze fenomenalnie. Raków wygrał 3:2, a w trzech następnych meczach także odniósł zwycięstwa, aplikując swoim rywalom po trzy bramki. Podopieczni Marka Papszuna musieli jednak przełknąć gorycz porażki w ostatniej kolejce w meczu z chorzowskim Ruchem. Raków uległ tylko 0:1, a wynik w tym spotkaniu mógł być bardziej korzystny, gdyby zawodnicy gości popisali się większą skutecznością.
 
W minionej kolejce swoją passę zwycięstw zakończyło także Podbeskidzie, które po fatalnej końcówce uległo GKS-owi Katowice 1:2. Po meczu w szeregach „Górali” panował spory niedosyt, a zawodnicy zgodnie przyznawali, że spotkanie powinno się zakończyć remisem. - Wiadomo, że bardzo boli nas ta porażka, zważywszy na to, że z perspektywy boiska spotkanie było wyrównane. GieKSa grała jednak do końca i strzeliła nam bramkę w ostatnich sekundach - słyszałem, że podobno w tej sytuacji był spalony, ale na żywo nikt nie zdołał tego zauważyć. Niestety, kończy się to tak, że po tym spotkaniu nie mamy żadnych punktów - przyznał po meczu w wywiadzie z naszym portalem zawodnik Podbeskidzia, Paweł Oleksy.
 
Pierwsze w historii starcie o punkty pomiędzy Podbeskidziem i Rakowem zapowiada się pasjonująco, zważywszy na to, że oba zespoły tracą bardzo niewiele do ligowej czołówki, a w ich meczach pada sporo bramek. Według bukmacherów z Fortuny  kurs na zdarzenie, że oba zespoły strzelą w spotkaniu bramkę, wynosi 1,65. Z kolei najbardziej prawdopodobnym wynikiem wydaje się być remis 1:1, gdyż kurs na ten rezultat został ustalony na poziomie 5,50.
 
Raków Częstochowa – Podbeskidzie Bielsko-Biała
środa, godzina 15:00
 
Przypuszczalne składy:

Podbeskidzie: 
Fabisiak – Jaroch, Wiktorski, Malec, Moskwik - Sobczak, Hanzel, Iliev, Rakowski, Sierpina - Tomczyk
źródło: własne/tspodbeskidzie.pl
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również