Ćwielong wściekły na siebie

29.10.2008
Ruch awansował do następnej rundy Pucharu Polski, lecz Piotr Ćwielong z końcowym gwizdkiem upadł na murawę w geście załamania. - Jestem wściekły! - westchnął wyjeżdżając z Opola.
22-letni napastnik strzelił w tym sezonie zaledwie jedną bramkę i to w pucharowym meczu z I-ligową Wartą Poznań. Bilans ligowy jest zerowy, choć Ćwielong jest nominalnym napastnikiem! Na Cichej liczyli, że zawodnik przełamie się raz na dobre w Opolu. I stuprocentowych sytuacji ku temu nie brakowało.

Za pierwszym razem Ćwielong posłał piłkę do siatki, lecz sędzia dopatrzył się pozycji spalonej. Potem przegrał pojedynek z bramkarzem Odry Opole i dwa razy przeniósł piłkę nad poprzeczką. Ostatnia z wymienionych sytuacji przelała czarę goryczy, bo do bramki było zaledwie kilka metrów i nie było w niej Marcina Fecia, golkipera Odry!

- To były za łatwe sytuacje, aby ich nie wykorzystać - przyznaje trener Bogusław Pietrzak. Gdzie tkwi problem? - Nie w umiejętnościach, a w psychice. Dopiero teraz tak naprawdę narodził się problem nieskuteczności Piotrka. Za dużo o tym mówiliśmy i sam się on wykreował - dodaje szkoleniowiec.

Po końcowym gwizdku wtorkowego meczu zawodnicy Ruchu podnieśli ręce w górę. Wszyscy poza Ćwielongiem, który położył się na murawie. Pospieszył w jego kierunku kolega z zespołu, Grzegorz Baran. - Szkoda mi strasznie Piotrka. Jest naszym mocnym ogniwem, bardzo pożytecznym graczem, poza tym dochodzi do sytuacji... Wierzę, że poradzi sobie, zacznie strzelać. Jest twardy - uważa Baran.

- Jestem wściekły! - westchnął sam Ćwielong, opuszczając stadion przy Oleskiej. Przypomnijmy, że do Ruchu jest on jedynie wypożyczony z Wisły Kraków (do końca roku). I z powodu zapisu w umowie między oboma klubami nie zagra w niedzielnym meczu obu klubów. - Dlatego "holowaliśmy" Ćwielonga w Opolu do końcowego gwizdka - trener Pietrzak tłumaczy dlaczego nie zdecydował się na zmianę.
autor: Krzysztof Kubicki

Przeczytaj również