Beniaminek zaczął z buta. Jastrzębie miażdży na przywitanie ligi!

30.07.2017
Wczoraj swoje rozgrywki zainaugurowali drugoligowi piłkarze. Każdy śląski przedstawiciel trzeciego poziomu rozgrywkowego zaczął je zupełnie inaczej. Najbardziej zadowolony ze swojego pierwszego spotkania z pewnością jest beniaminek z Jastrzębia-Zdroju. Podopieczni trenera Skrobacza rozgromili bowiem spadkowicza z Nice 1. Ligi aż pięcioma bramkami, udowadniając, że do ligi wchodzą bez żadnych kompleksów.
Paweł Andrachiewicz/Pressfocus
Złe miłego początki
Dokładnie 7 lat kibice zespołu z Jastrzębia-Zdroju czekali na powrót swoich ulubieńców na szczebel centralny. Dowodem na to, jak długi jest to czas w piłce niech będzie fakt, że jedynym piłkarzem, który pojawił się w ostatnim pojedynku jastrzębian w 2. lidze i zagrał także w pierwszym meczu nowego sezonu, jest Kamil Jadach. 27-latek z pewnością miał wymierny wpływ na wynik dzisiejszego spotkania, które musiało zaszokować kibiców obu drużyn. Zapewne mało kto spodziewał się aż takiego pogromu w wykonaniu beniaminka, w dodatku w pojedynku ze spadkowiczem z Nice 1. Ligi. Jeszcze kilka tygodni temu oba zespoły dzieliły dwie klasy rozgrywkowe i było to widać jedynie na początku spotkania. Wówczas jastrzębianie wyglądali na zespół dość niepewny swoich poczynań, co odbiło się dla nich czkawką w 10. minucie za sprawą trafienia Pawła Baraniaka. Później jednak ćwierćfinaliści Pucharu Polski z poprzedniego sezonu osiągnęli odpowiednią dyspozycję i jeszcze przed przerwą prowadzili jedną bramką. Za absolutnego bohatera pierwszej połowy należało uznać Farida Alego. Egipcjanin najpierw zanotował asystę, a tuż przed zejściem piłkarzy do szatni popisał się fenomenalnym uderzeniem z rzutu wolnego. Kolejne trafienia padły łupem Gancarczyka, wspomnianego Jadacha i Wojciecha Caniboła, który dość niespodziewanie rozpoczął mecz na ławce rezerwowych. 

GKS 1962 Jastrzębie - MKS Kluczbork 5:1 (2:1)
0:1 - Paweł Baraniak - 10'
1:1 - Daniel Szczepan - 26'
2:1 - Farid Ali - 45'
3:1 - Krzysztof Gancarczyk - 59'
4:1 - Kamil Jadach - 90'
5:1 - Wojciech Caniboł - 90'
 
GKS: Grzegorz Drazik – Dominik Kulawiak (89' Oskar Mazurkiewicz), Kamil Szymura, Kacper Kawula, Dawid Weis - Farid Ali (73' Wojciech Caniboł), Damian Tront, Tomasz Musioł (56' Krzysztof Gancarczyk), Bartosz Semeniuk, Kamil Jadach - Daniel Szczepan (79'  Dominik Szczęch)
MKS: Kacper Majchrowski - Paweł Kubiak, Wojciech Kochański (80' Michał Glanowski), Paweł Gierak, Kamil Nitkiewicz - Lucjan Zieliński (90' Kamil Nykiel), Donatas Nakrošius, Sebastian Deja, Krzysztof Bodziony (61' Marcin Niemczyk), Paweł Baraniak - Dawid Wolny (62' Miłosz Reisch). 


Warta w końcu się odgryzła
Podczas gdy w Jastrzębiu postawiono na ewolucję, w Katowicach doszło do absolutnej rewolucji. Latem klub opuściło aż 14 zawodników, a mogłoby ich nawet o jednego więcej, gdyby Michał Czekaj znalazł klub na wyższym poziomie rozgrywkowym. Ponadto w klubie doszło do zmiany trenera - na Górnym Śląsku nie ma już ani Tadeusza Krawca, ani Dawida Szulczyka - jest za to Marek Koniarek, który objął stanowisko trenera Rozwoju już.. po raz piąty. Odmieniony Rozwój z pewnością nie był uznawany nie był za faworyta pojedynku w Poznaniu, a za główną pociechę dla nich służyły.. statystyki z zeszłego sezonu. W minionych rozgrywkach Rozwój nie tylko ani razu nie uległ Warcie, ale także nie dał jej strzelić gola. Niestety, passa ta nie uległa przedłużeniu - katowiczanie wyraźnie przegrali w Wielkopolsce, a jedyną bramkę dla gości zdobył z rzutu karnego Kamil Bętkowski. Przed Markiem Koniarkiem jeszcze sporo pracy, by rozsypane klocki poskładać w całość i uniknąć ogromnej nerwówki do końca sezonu.

Warta Poznań - Rozwój Katowice 3:1 (2:0)
1:0 - Przemysław Kita  - 14'
2:0 - Tomasz Dejewski - 32'
2:1 - Kamil Bętkowski - 53'
3:1 - Przemysław Kita - 90'
 
Warta: Adrian Lis - Wiktor Patrzykąt, Bartosz Kieliba, Tomasz Dejewski, Nikodem Fiedosewicz - Krzysztof Biegański (68' Krystian Sanocki), Adrian Laskowski, Artur Marciniak (76' Michał Grobelny), Hubert Antkowiak (90' Adrian Chopcia), Adrian Cierpka (80' Adrian Szynka) - Przemysław Kita. 
Rozwój: Bartosz Golik - Przemysław Mońka, Michał Czekaj, Przemysław Gałecki (46' Michał Szeliga), Marcin Kowalski - Daniel Paszek, Bartosz Jaroszek (70' Adam Żak), Michał Płonka (80' Olivier Lazar), Kamil Bętkowski, Kamil Łączek - Bartosz Marchewka (83' Sebastian Olszewski). 


Nuda, nic się nie dzieje..
Gdyby o wszystkim decydowały względy sportowe, a nie przeszkody infrastrukturalne, mecz ten zapewne odbyłby się nie w Łodzi, a w Nowym Mieście Lubawskim. To właśnie ekipa z tego miasta - Finishparkiet - wygrała swoją trzecioligową grupę, jednak z powodu braku odpowiedniego stadionu i licznych uchybień licencyjnych, oddała łodzianom miejsce na szczeblu centralnym. 

Mecz ŁKS-u z ROW-em Rybnik, krótko mówiąc, nie porwał publiczności, a dobrych sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo. Akcja toczyła się głównie w środku boiska, a więcej z pewnością działo się na trybunach stadionu przy alei Unii, gdyż kibice gospodarzy chcieli efektownie uczcić swój powrót na szczebel centralny. Mimo tego mecz w Łodzi można streścić za pomocą słynnego cytatu z filmu "Rejs", użytego w podtytule.

ŁKS Łódź - ROW 1964 Rybnik 0:0
 
ŁKS: Michał Kołba - Paweł Pyciak, Kamil Juraszek, Maksymilian Rozwandowicz, Kamil Rozmus - Jakub Kostyrka (73' Damian Guzik), Tomasz Margol, Filip Burkhardt (81' Mateusz Gamrot), Patryk Bryła, Piotr Pyrdoł - Jewhen Radionow (64' Łukasz Zagdański). 
ROW 1964: Kacper Rosa - Marek Krotofil, Dawid Bober, Szymon Jary, Dawid Gojny - Damian Koleczko, Mariusz Muszalik, Kamil Spratek (90' Bartłomiej Polok), Sebastian Siwek (76' Robert Tkocz), Paweł Jaroszewski (65' Sebastian Musiolik) - Przemysław Brychlik. 
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również